Quantcast
Channel: Jack Mac Lase – 3obieg.pl – Serwis informacyjny dziennikarstwa obywatelskiego.
Viewing all 59 articles
Browse latest View live

Dlaczego w Polsce jest jak jest?

0
0

nh24-7

 

Niektórzy o zaistniałą sytuację oskarżają nieudolny i skorumpowany rząd idący na pasku Niemców, Rosjan czy Amerykanów, inni oskarżają Żydów, są tacy o uważają, że to wszystko przez masonów, ze szczególnym wskazaniem na iluminatów. A nawet uważa się, że to co mamy jest skutkiem masowej inwazji demonów opętujących ludzi z ulokowanymi //www.youtube.com/watch?v=-55DyjD0vsg

target=”_blank”>satanistami na szczytach władzy. Są też podejrzenia, że to sprawka reptilian czyli ludzi jaszczurów. Wszystkie te przyczyny mogą być prawdziwe, ale przyjrzyjmy się bliżej naszej sytuacji. Weźmy na przykład podatki i urzędy skarbowe i podatki. Oczywiście system podatkowy jest tworzony przez parlament mogący składać się z wrogich nam sił wymienionych powyżej. Słyszymy, że ZUS,  urzędy skarbowe i ich urzędnicy niszczą firmy i przedsiębiorców stosując niejasne prawo interpretując je po swojemu. Ale te urzędy składają się z konkretnych ludzi, nie jakiś kosmitów. Ci urzędnicy skarbowi to zwykli ludzie mieszkający gdzieś między nami. Zgadzam się, naczelnik urzędu może być reptilianinem, Żydem czy może został opętany przez demona. Ale reszta? Przecież to normalni ludzie. Gdyby urzędnicy skarbowi niższego szczebla widząc, że działają niemoralnie, w ramach protestu zrezygnowali z pracy i wyjechali np. do Anglii za chlebem, to parlament mógłby uchwalać sobie ustawy podatkowe, rząd mógłby sobie zarządzać, a nawet naczelnicy mogliby wydawać jakieś polecenia, tylko komu? Podobnie jest w innych instytucjach jak np. policja czy straż miejska. Jak dowiadujemy się z mediów funkcjonariusze dostają dzienne limity mandatów do wystawienia. Gdyby na znak protestu funkcjonariusze niższego szczebla odeszli z pracy, to ich szefowie mogliby ustalać sobie limity mandatów i wydawać inne głupie polecenia. Naszym problemem jest to, że ktoś wykonuje te głupie polecenia. Mam znajomą, która pracuje w urzędzie skarbowym. Jest na jakiejś umowie śmieciowej, stale dostaje umowy na czas określony, dostaje 1200 czy 1300 zł na rękę, ale trzyma się kurczowo tej roboty, choć ma rodzinę w Irlandii i mogłaby spokojne do nich jechać. Widać kocha tą pracę. Nie wiem co nią kieruje, bo praca ta nie przynosi ani dochodu, ani prestiżu. Każdy, kto słyszy, że ona pracuje w urzędzie skarbowym, to trzyma ją na dystans. Więc co? Być może lubi gnębić ludzi. W ten sposób odreagowuje swoje niepowodzenia życiowe. Nie musi wcale gnębić ludzi faktycznie, ale świadomość, że w każdej chwili może to zrobić daje jej satysfakcję z pracy. Podejrzewam, że to jest szerszy problem społeczny – branie odwetu na innych, Bogu ducha winnych ludziach, za swoje życiowe porażki.

Oczywiście ktoś powie, że jeśli wszyscy zaczną odchodzić z pracy, to z czego będą żyć.

Odpowiedź jest prosta, gdy instytucje państwowe zostaną sparaliżowane brakiem pracowników, to przecież każdy ma jakieś zdolności i umiejętności i może je zacząć sprzedawać bez obawy, że skarbówka zażąda podatku, a ZUS – składek. Część ludzi zajmie się handlem bez obawy, że staż miejska przegoni ich z miejsca handlu i da za to mandat, bo straż miejska przestanie istnieć w obecnej formie i zajmie się poważniejszymi sprawami.

Narzekamy, że korporacje, supermarkety itp. wyzyskują swoich pracowników. Ludzie dają się poniżać, mieszać z błotem dla jakiś marnych pensji. Oczywiście ludzie tak poniżani racjonalizują sobie tą sytuację tym, że muszą się podporządkować, bo nie maja innego wyjścia, a z czegoś muszą żyć. A gdyby nikt nie poszedł do pracy na te niskopłatne stanowiska, to te wszystkie supermarkety musiałby się zwinąć z Polski i powstałaby przestrzeń dla sklepów rodzinnych i małych warsztatów produkujących dla tych sklepów, rolnicy mieli by zbyt na swoje produkty w lokalnych sklepach i na lokalnych targowiskach. Na początku lat 90 ubiegłego wieku nie było jeszcze wielkich korporacji w Polsce i hipermarketów, a jakoś wszystko na rynku było dostępne.  Oczywiście innym rozwiązaniem dla super – i hipermarketów, a także wielkich korporacji byłoby podniesienie pensji.

Innym problemem jest zbytnie interesowanie się bliźnimi. Mówi się, że w Polsce panuje znieczulica, że Polacy nie interesują się innymi ludźmi. Nic bardziej błędnego. Interesują się i to aż zanadto. Sam się o tym niejednokrotnie przekonałem. Ja nie znam sąsiadów, a sąsiedzi wiedzą o mnie więcej niż ja wiem o sobie. Mało tego. Od czasu do czasu spotykam osobę, która wydaje mi się widziana po raz pierwszy w życiu, a ta osoba zna doskonale moją rodzinę, albo moich sąsiadów, wie co ja robię, gdzie mieszkam itp. A nie mam zaników pamięci. Często gęsto rozmawiam ze znajomym, a ten opowiada mi, że np. Marian Startaklucha, zrobił to, czy tamto, a taki skur .. z niego, bo zrobił to i owo i ma dzięki temu nowy telefon komórkowy. Sukces bliźniego straszliwie boli. Zainteresowanie życiem prywatnym znajomych przekłada się na liczbę donosów w różnych instytucjach. Np. „Fakt” z 2014 roku pisał:

„„Rzeczpospolita” ocenia, że w ubiegłym roku od izb skarbowych i podległych im urzędów mogło trafić aż 50 tys. donosów, w tym zdecydowana większość anonimów. Dotyczą one m.in. niezgłoszonego najmu nieruchomości, niezarejestrowanej firmy, zatrudniania pracowników bez zawierania umów.”

Gdybyśmy się bardziej interesowali swoim życiem i patrzyli z czego żyjemy, a nie wpychali nosa w cudze sprawy, to wszystkim nam lepiej by się żyło.

Innym poważnym problemem jest skłócenie. Ludzie są skłóceni ze sobą o jakieś błahe sprawy, dają się manipulować innym, którzy ich skłócają i czerpią z tego profity.

Mam taki przykład z ostatnich dni. Moja znajoma poznała mężczyznę, z którym chce się związać na stałe. Problemem jest, że mieszka z matka i swoim synem w jednym mieszkaniu. Narzeczony wykombinował, że wyrzucą matkę z mieszkania robiąc z niej wariatkę, awanturnicę uprzykrzającą wszystkim życie. Kobieta przystała na to, więc wybranek zaczął od wytoczenia matce procesu o zniesławienie. Powciągał do sprawy jakieś postronne osoby, które go nawet nie znały i oczywiście sprawą zaczęła żyć cała okolica. Sędziowie i adwokaci dostali robotę, więc są zadowoleni. A kobieta dostała takiego zaćmienia umysłu, że nie zadała sobie nawet pytania jaki facet, gdy na serio chce się wiązać z kobietą, zaczyna zaloty od procesu z jej matką.

Podsumowując to, że racjonalizujemy swoje złe postępowanie, zamiast przed sobą przyznać się do błędu i zmienić życie, że zanadto interesujemy się cudzym życiem zamiast zająć się swoim i to, że dajemy się łatwo manipulować, skłócać i wplątywać w dziwne sytuacje daje nam odpowiedź dlaczego tutaj jest jak jest. Gdyby nie to, to żadne wrogie siły, międzygalaktyczni, czy nawet między wszechświatowi spiskowcy niewiele by wskórali.


Czy przyjmując imigrantów z Afryki nie robimy im aby krzywdy?

0
0

import-export

A teraz spójrzmy na to oczami imigranta. Weronika Rokicka w wywiadzie dla Newsweeka powiedziała:

„Koszt przeprawy waha się od 2 do 4,5 tysiąca euro, to często oszczędności życia całej rodziny.”

Niezła sumka. Ale to sama przeprawa z Libii czy Syrii do Europy. Uchodźcy są z różnych państw afrykańskich, więc na północne wybrzeże Afryki muszą dotrzeć  z głębi kontynentu. Wiem co piszę, bo korespondował ze mną na facebooku murzyn z Gambii, który przez Libię dostał się do Włoch. Czyli do tego cztery i pół tysiąca należy dodać jeszcze tysiąc. Patrząc na te liczby wygląda na to, że Afrykanie są zamożniejsi od Polaków. Ale chyba tak nie jest. Po doświadczeniach w różnych częściach świata wydaje mi się, że sprawa ma się trochę inaczej z tym bogactwem. Na przykład na Filipinach spotykałem się z przypadkami, że jeden marynarz filipiński utrzymywał cała swoją niepracującą rodzinę, czyli żonę, dzieci, rodziców, rodzeństwo i dzieci rodzeństwa. Podejrzewam, że z Afrykanami jest podobna sytuacja. Jak łatwo zauważyć na zdjęciach z uchodźcami, do Europy przybywają, w zasadzie, sami młodzi mężczyźni. Czyli cała rodzina, a być może cała wieś zrzuca się na takiego licząc, że jak przybędzie do Europy i zacznie zarabiać, będzie im wszystkim przysyłał pieniądze. Sprawa może być poważniejsza, bo w Afryce niesłabnącą popularnością cieszy się niewolnictwo. Być może jest tak, że osoba udostępniająca środki na podróż do Europy takiemu delikwentowi zabiera jego wszystkich krewnych jako zastaw i w razie czego wykorzystuje jako niewolników lub sprzedaje w niewolę. To są oczywiście moje domysły, bo jeszcze tego nigdzie nie przeczytałem. Ale przydałoby się, żeby ci, co zajmują się uchodźcami pochylili się bardziej nad motywacjami imigrantów. Jeśli taka by była prawda, to przysłanie imigrantów do Polski jest dla nich katastrofą. Słyszałem jak w jakimś wywiadzie telewizyjnym tak zwany ekspert mówił, że potrzebujemy imigrantów z Afryki, bo Ukraińcy i Białorusini nie chcą pracować za 3 złote za godzinę i Polska jest dla nich tylko krajem tranzytowym do Niemiec i dalej. Taka wypowiedź „eksperta” podchodzi pod rasizm. Uważa on murzynów za idiotów. Tyle to oni mogą sobie w Afryce zarobić. Nie muszą przyjeżdżać do Polski. Oczywiście murzyni durni nie są i mają doskonałe rozeznanie do których krajów powinni jechać, a do których nie. Przysłanie ich do Polski jest dla nich katastrofą. Mogą się powiesić, ale wtedy ich rodzina w Afryce ma ciężki los, albo wejść na drogę przestępczą, żeby spłacać swoje afrykańskie zobowiązania. Oczywiście większość wybierze trzecią drogę czyli ucieczkę do Europy Zachodniej. Ci co zostaną przysporzą nam wielu kłopotów, co nie będzie wynikać z ich złej woli tylko z sytuacji w której się znaleźli. Część imigrantów może wyładowywać swoje frustracje na przykład w sposób zaprezentowany na załączonym//www.youtube.com/watch?v=o3hc-w_Yx0U

target=”_blank”> filmie.

Uważam więc, że nie tylko dla naszego dobra, ale przede wszystkim dla dobra Afrykanów lepiej będzie jeśli zostaną w Europie Zachodniej. Tam mają większe szanse spłacić swoje zobowiązania.

Murzyni do Europy, Polacy do Afryki

0
0

 

kenia-emigracja

„Teraz NIE jesteśmy przygotowani do przyjęcia i obsługi takiej liczby ludzi jak 20 tysięcy – już nie mówię o 81 tysiącach, bo taka jest procentowo polska kwota, a tym bardziej o przyjęciu ich rodzin (czyli docelowo 200-800 tys.).”

Sam szacowałem na swoim blogu, że w ciągu pokolenia może przybyć kilka milionów innych kulturowo, religijnie i rasowo przybyszów. Wygląda na to, że w Polsce zrobi się ciasno dla Polaków. Poza tym zgodnie z zamierzeniami władz polskich  imigranci będą preferowani względem Polaków.

Cóż nam szarym polskim myszkom pozostaje zrobić?

Oczywiście możemy wyjechać do Anglii, gdzie będziemy mieli ostrą konkurencję ze strony Afrykańczyków.

Więc co?

Wygląda na to, że Afryka się wyludnia mimo jakiegoś tam gigantycznego przyrostu demograficznego. Afrykańczycy są trapieni głodem, wojnami, chorobami itp. Poza tym masy ich szturmują Europę.
Czyli robi się wolne miejsce dla nowych osadników. W Europie Zachodniej jesteśmy obywatelami drugiej, albo i trzeciej kategorii. A w Afryce do tej pory biały człowiek jest szanowany. My Polacy jesteśmy całkiem dobrze wykształceni i posiadamy dość wysoką kulturę techniczną. Ten potencjał jest marnowany w Polsce na niskopłatnych posadach lub na zachodzie, gdzie wykształceni Polacy wykonują prace zdecydowanie poniżej swoich kwalifikacji. A gdyby wykorzystać doświadczenia innych nacji, jak Żydzi, czy Niemcy po drugiej wojnie światowej?  Ponoć hitlerowcy, gdy uciekli do Ameryki Południowej to nawet budowali sobie tam kopie niemieckich miasteczek. Mieli swoje szkoły itp. Wielu z nich dostało się do lokalnych władz. Oczywiście ktoś powie, że istniała organizacja Odessa, która ze zrabowanych skarbów finansowała życie Niemców. Ale Żydzi już nie mieli takiej organizacji, a jak widać do dzisiaj bardzo dobrze sobie radzą. Diaspora żydowska w USA, w zasadzie, rządzi krajem.
Mój pomysł jest taki. Korzystając z tysiącletnich doświadczeń Żydów powinniśmy założyć osady lub dzielnice polskie w krajach, lub na początek, w jednym kraju Afrykańskim. Polacy będą lekarzami, handlowcami, nauczycielami akademickimi, będą prowadzić biznesy, rozwijać naukę i technikę, a do prostych prac będą wynajmować ludność tubylczą. Polacy nie powinni wykonywać tam prostych prac, żeby nie „demoralizować” autochtonów. Oni muszą wierzyć, że Polacy są przeznaczeni do  poważniejszych zadań niż sprzątanie, czy podawanie cegieł na budowie. Dokładnie tak jak Żydzi w Polsce. Polacy będą tam od organizowania i nadzorowania pracy, a także od nauczania i leczenia. Z czasem diaspory polskie powinny wprowadzać swoich przedstawicieli do władz lokalnych, a nawet państwowych i zmieniać prawo korzystnie dla Polaków. Dokładnie tak jak to robią Żydzi na świecie. Tylko, niestety, oni nie wprowadzają prawa korzystnego dla Polaków. Przykładem, że potomkowie Polaków mogą osiągać wysokie urzędy w innych krajach tzw. 3-ego świata jest Robert Jaworski, który został senatorem na Filipinach.
Na początek proponuję rozpocząć kolonizację Kenii. Moja czarna przyjaciółka z tego kraju, o której kilkukrotnie wspominałem na swoim blogu, doniosła mi, że od paru lat obcokrajowcy mogą kupować tam ziemię na własność. To bardzo dobra wiadomość dla przyszłej diaspory polskiej. Ponoć prowadzenie działalności gospodarczej w Kenii jest dużo prostsze niż w Polsce. Portal mambiznes.pl w rozmowie z Grzegorzem Marynowiczem podaje takie oto informacje:

„Z Pana doświadczenia, jaki jest ogólny klimat, warunki do prowadzenia działalności w tym kraju? Jakie są plusy i minusy? Czegoś Panu brakuje albo coś Panu bardzo odpowiada?

Wbrew pozorom prowadzenie firmy w Kenii z pewnych względów jest prostsze niż w Polsce. Są jasne i przejrzyste reguły gry nie zostawiając miejsca na różne interpretacje. Zatrudnienie ludzi, płacenie podatków i cała administracja jest po prostu łatwiejsza. Koszty są zbliżone do europejskich. Z ciekawostek, bardzo lubię instytucję Secreteries Compan, to są certyfikowane firmy zewnętrzne, podobne nieco do firm księgowych w Polsce. Odpowiadają one za całą stronę formalną prowadzonej firmy, nawet za korespondencję z urzędami. Przygotowują uchwały zarządów, rejestrują itd. Takie usługi są wygodne i nieporównywalnie tańsze od prawników w Europie.  Biorą równocześnie pełną odpowiedzialność za to co robią, za właściwe administracyjne i formalne funkcjonowanie firm.

Jak się nazywa w Kenii odpowiednik polskiego ZUS-u? W jakiej wysokości składki odprowadza firma? Czy jest to poważne obciążenie? Co przedsiębiorca otrzymuje w zamian? Jakie świadczenia?

Tak kuriozalnego tworu jak ZUS nie ma chyba w całym wszechświecie!  W Kenii nie ma ZUS-u dzięki Bogu. Ubezpieczeniem zdrowotnym i emerytalnym zajmuje się National Social Security Fund. Składka wynosi kilka do kilkunastu dolarów, a świadczenia zbliżone są do tych, które są oferowane przez ZUS w Polsce. Jak chce sie mieć świadczenia w sektorze prywatnych usług medycznym na poziomie powiedzmy np. Medicover to płaci się prywatnie, bez obowiązku, a za połowę wartości najniższej składki ZUS jest się posiadaczem Złotej Karty, co zapewnia opiekę lekarską na najwyższym poziomie!

Jakie stawki podatku płaci osoba prowadząca jednoosobową działalność? Czy wysokość podatków to ważna bariera dla przedsiębiorcy w Kenii a może czynnik, który zachęca do rozpoczynania przygody z biznesem w tym kraju?

Podatek dochodowy jest wyższy, wynosi 35% ale nie ma już innych ukrytych podatków. System jest bardzo prosty – to zachęca..”

Oczywiście kraje afrykańskie mają swoją specyfikę i jeśli Polak zatrudnia murzynów, to musi liczyć się z ich specyficznym systemem pracy. Ale to wszystko jest do przejścia.
Poza tym Kenia ma doskonałe położenie jeśli chodzi o podbój kosmosu. Leży dokładnie na równiku skąd najkorzystniej jest wystrzeliwać rakiety kosmiczne. Polska diaspora mogłaby się zająć i ta gałęzią przemysłu.
Sam poważnie rozważam możliwość przeprowadzki do Kenii i założenia tam biznesu. W Polsce jakoś nie mogę się odnaleźć, więc może tam się uda.

 

Imigranci do Polski – czy II wojna dobiegła końca?

0
0

niemcy-namibia
W naszych czasach procesy, które dawniej zajmowały dekady czy setki lat, dzieją się błyskawicznie. Obecnie Niemcy zapraszają imigrantów do siebie i na dodatek usiłują wymusić na państwach wschodniej części Unii Europejskiej przyjęcie ich. Wtóruje im Austria. Polska na początku miała przyjąć 900 imigrantów, potem 1 200, potem 4 500, a teraz okazuje się, że 12 000.  I to na pewno nie koniec. Jeśli liczby w tym tempie będą rosnąć, to za niedługo okaże się, że mamy przyjąć od kilkuset tysięcy do miliona Afrykańczyków. Polska nie bardzo kwapi się z ich przyjęciem, a oni wcale nie chcą tu żyć. Dowodem może być informacja portalu sfora.pl:

„Parafia zapewniła pięcioosobowej rodzinie (rodzice i trzech synów) bardzo dobre warunki – mieszkanie w jednym z nowszych bloków Spółdzielni Mieszkaniowej z pełnym wyposażeniem i wyżywienie. Dzieciom zapewniono edukację w szkole katolickiej, a rodzicom oferty pracy.
Rodzina przebywała w Śremie od lipca, ale jednak postanowiła porzucić zapewnione im warunki i udać się do Niemiec – głównego celu fali imigrantów z Bliskiego Wschodu.”

Tylko nie napisano na jak długo to mieszkanie było zapewnione (miesiąc, pół roku, rok?) i jakie zarobki oferowano w tych ofertach pracy. Domyślam się, że 1750 zł/mc brutto. Póki parafia płaci za mieszkanie, to jakoś da się przeżyć. Gorzej, gdy przestanie płacić. Wtedy to nawet, gdy oboje rodzice będą pracować, to trudno im będzie zapewnić byt pięcioosobowej rodzinie za dwie pensje minimalne. A jeśli już trafią do jednej pracy, to już do końca życia tam zostaną. Nie wyrwą się z tego kieratu. Poza tym głowa rodziny przeżywała głębokie frustracje, bo w tamtej kulturze chyba jest przyjęte, że to ojciec rodziny pracuje na całą rodzinę. Za 1750 zł/mc brutto trudno mu by było utrzymać rodzinę. Więc decyzja ta była jak najbardziej słuszna. Z resztą to nie jedyny przypadek. Jak podaje dalej ten sam portal:

„Jak się jednak okazuje, rodzin sprowadzonych do Polski przez fundację, które uciekły za zachodnią granicę, jest więcej.
W sumie dostaliśmy informacje o ucieczce kilkunastu rodzin. Ich celem są Niemcy, chociaż wielokrotnie z nimi o tym rozmawialiśmy, że w tym kraju z powodu nadmiaru uchodźców sytuacja jest bardzo trudna i lepiej będzie, aby zostali w Polsce – wyjaśnia Kawalec. ”

Ale chyba uchodźcy jakoś nie dowierzają takim zapewnieniom. Na co mogą liczyć uchodźcy w Polsce? Portal money.pl wyjaśnia:

„Wiadomo, że imigranci będą przyjmowani stopniowo przez dwa lata. Przez pierwsze trzy miesiące będą czekać na status uchodźcy.
Na co w tym czasie mogą liczyć wyjaśnia Rafał Baczyński-Sielaczek z Instytutu Spraw Publicznych. – Mają dostęp do opieki zdrowotnej, mają wyżywienie, niewielkie, 70-złotowe miesięczne kieszonkowe. Po otrzymaniu statusu uchodźcy przechodzą do programu integracyjnego – informuje ekspert. Wówczas otrzymują pieniądze na wynajem mieszkania czy żywność . W sumie to około 1300 złotych miesięcznie. 7-osobowa rodzina może liczyć na 3 tysiące. Z tych pieniędzy musi jednak opłacić kurs nauki języka polskiego.”

Chyba nie jest to superatrakcyjna oferta dla przybyszów z Bliskiego wschodu i Afryki. Nie tego oczekiwali ryzykując życie w falach Morza Śródziemnego. A co gorsza mają tu być przetrzymywani siłą. Europoseł Janusz Korwin Mikke twierdzi, że jeśli taki uchodźca ucieknie z Polski i zostanie złapany gdzie indziej to Polska będzie płacić karę. Skoro jest europosłem, to chyba coś wie.

Liderzy unijni i tak zwane autorytety nawołują Polaków do przyjęcia Afrykańczyków w ramach solidarności europejskiej. Chyba słabo jest z tą solidarnością, bo w ostatni piątek 11 września, jak podaje portal money.pl:

„Podczas Wschodniego Forum Ekonomicznego we Władywostoku doszło do spotkania szefa Gazpromu Aleksieja Millera z władzami spółek BASF i E.ON (obie niemieckie), ENGIE (Francja), OMV (Austria) oraz Royal Dutch Shell (Wielka Brytania/Holandia). Zakończyło się ono podpisaniem porozumienia w sprawie budowy dwóch gazociągów morskich z roczną przepustowością 55 mld metrów sześciennych prowadzących z Rosji do Niemiec przez Morze Bałtyckie. Mowa o projekcie Nord Stream II.
Gazprom szacuje, że planowana rozbudowa Gazociągu Północnego między Rosją a Niemcami będzie kosztowała ok. 9,9 mld euro. Morski odcinek Nord Stream, liczący 1224 km, zaczyna się od tłoczni Portowaja koło Wyborga, a kończy w okolicach Greifswaldu. Przebiega przez wody terytorialne bądź wyłączne strefy ekonomiczne Rosji, Finlandii, Szwecji, Danii i Niemiec. Po stronie rosyjskiej nowe nitki mają się zaczynać w rejonie Ust-Ługi w obwodzie leningradzkim.
Rozbudowa gazociągu pod względem politycznym wzbudza duże emocje, umożliwi bowiem Gazpromowi zorganizowanie tranzytu gazu do Unii Europejskiej z pominięciem Ukrainy. Koncern liczy, że uda mu się to do 2020 roku.”

„Zdrada najzaraźliwsza, mości panowie!”, że zacytuję słowa Henryka Sienkiewicza z „Potopu”. To my Polacy walczymy z obmierzłym Putinem waląc w niego sankcjami jak w bęben, przez co ponosimy straty. On nam się odwija z mańki nie kupując naszych jabłek i papryki, przez co nasi rolnicy są rujnowani, a Niemcy, Holendrzy, Anglicy, Francuzi i Austriacy, jak gdyby nigdy nic, podpisują kontrakty z Ruskimi na gaz omijający Polskę. Dzięki temu Putin i jego następcy będą mogli prowadzić z nami wojnę gazową nie wciągając w to reszty Europy. No ładnie. Teraz ponosimy dotkliwe straty na sankcjach, w przyszłości Ruscy będą nas szantażować gazem. Co to za europejska solidarność?  A dodatkowo bezczelny kanclerz Austrii Faymann stwierdził (wprost.pl):

„że należy karać sankcjami państwa Unii Europejskiej, które sprzeciwiają się obowiązkowym kwotom imigrantów. Jako pomysł na taką karę zaproponował obniżanie unijnych funduszy strukturalnych, z których korzystają głównie wschodnie państwa Unii Europejskiej.”

No to już przegiął. Wciska nam uchodźców, którzy nie chcą tu być, grozi sankcjami, a w międzyczasie jego ziomale (z pewnością za jego błogosławieństwem) podpisują kontrakt, który sprowadza śmiertelne zagrożenie dla Polski ze strony Rosji.

Jeszcze bezczelniejszy okazał się Martin Schulz – przewodniczący Parlamentu Europejskiego, który niby reprezentuje całą Unię Europejską, a tak naprawdę dba o interesy Niemiec. W telewizji ZDF powiedział (za wpolityce.pl):

„Potrzebujemy ducha europejskiej wspólnoty. I w razie konieczności, to musi być siłą narzucone. Nie może być tak – i ja należę do tych ludzi, którzy tak mówią – jesteśmy w XXI wieku, jesteśmy w XXI wieku globalizacji – aby globalne problemy rozwiązywać nacjonalizmem. W pewnym momencie trzeba walczyć i trzeba powiedzieć: w razie konieczności, także walką przeciwko innym, postawimy na swoim.”

Brawa dla pana Schultza. Prawdziwy spadkobierca idei nazistowskich. Widać druga wojna światowa jeszcze się nie zakończyła, a naziści uzyskują przewagę skoro jeden z nich (lub sympatyk) został przewodniczącym Parlamentu Europejskiego. Jakiś czas temu na blogu pisałem, że Niemcy po stu latach wygrały pierwszą wojnę światową, a druga dalej trwa, czego dowodem jest choćby to, że Polska nie podpisała z Niemcami traktatu pokojowego. Jeśli rząd polski jest spadkobiercą rządu na uchodźctwie, to dalej jesteśmy w stanie wojny z Japonią, bo w 8 grudnia 1941 rząd polski w Londynie wypowiedział wojnę Japonii. A traktatu pokojowego nie podpisaliśmy. Japonia jest również formalnie w stanie wojny z Rosją. Z resztą Polska chyba też jest w stanie wojny z Rosja, spadkobierczynią ZSRR, bo co prawda Związek Radziecki zaatakował Polskę bez formalnego wypowiedzenia wojny, ale zajął jej terytorium, jakieś walki się toczyły, ale potem wszystko rozeszło się po kościach. Traktatu pokojowego nie ma. Pokłosiem drugiej wojny światowej są dwie Koree, które są permanentnie w stanie wojny. Czyli widać, że druga wojna światowa się nie skończyła, tylko przybrała inna formę.

Powracając do pana Schultza, gdyby był faktycznie wysokiej klasy politykiem, to wcisnął by Polakom imigrantów z Afryki, na przykład, pod pretekstem budowy magnetycznej kolei paneuropejskiej z Lizbony do, dajmy na to, Suwałk. I przekonywałby nas, że ci ludzie są niezbędni do układania elektromagnesów, a podpisane porozumienie z Gazpromem niezbędne jest do zapewnienia energii tym elektromagnesom. Naiwni Polacy pewnie by to łyknęli i z radością powitali imigrantów. A Schultz nie silił się nawet na takie krętactwo. Czyli albo jest na to za głupi, w co wątpię, albo naziści ulokowani w strukturach UE są już tak silni, że Schultz nie musiał się kryć z tym co naprawdę myśli o krajach Europy Wschodniej.  Tylko czekać jak Niemcy upomną się o ich byłe tereny w Polsce. A być może i o więcej. Polska jest już odpowiednio zadłużona, służby niemieckie mogą sobie zgodnie z prawem hasać po Polsce, a także Niemcy przejęli kontrolę nad częścią polskiej przestrzeni powietrznej. W pewnym momencie, tak jak to jest w przypadkuGrecji, za długi Polacy będą zmuszeni oddać część swojego terytorium. Dodatkowo, gdy narzuceni nam siłą imigranci zaczną dokazywać, to okaże się, że tylko niemieckie służby są w stanie ich okiełznać. Niemcy mają bogate doświadczenie z Afrykanami z początku XX wieku, gdy praktycznie całkowicie wymordowali dwa ludy Namibii Hererów i Nama. Więc z imigrantami w Polsce też sobie poradzą. Widać, że niebezpieczeństwo nie czai się na Wschodzie tylko na Zachodzie. Te wszystkie sankcje nakładane na Rosję, histeria antyputinowska itp. są robione tylko po to, żeby odwrócić uwagę Europejczyków od prawdziwych celów Niemieckich. Grecja już tego doświadczyła, teraz pewnie kolej na Polskę.

Cóż my malutcy możemy zrobić?

Najlepiej nie przyjmować żadnych imigrantów, a tych, którzy znajdą się w Polsce w drodze do Niemiec, usłużnie dowieźć na granicę niemiecką. Z Ruskimi przestać wojować, a zacząć prowadzić z nimi interesy, żeby zwiększyć produkt krajowy. Nadmiar imigrantów muzułmańskich w Niemczech może doprowadzić do zapaści gospodarczej tego kraju i Polska nieoczekiwanie stanie się lokalnym mocarstwem.

Małe kroczki NWO w Krakowie

0
0

automatbilety1

Jako bezrobotny głownie przemieszczam się na rowerze rzadko korzystając z komunikacji miejskiej. Ale ostatnio byłem zmuszony skorzystać z usług MPK. Wsiadam do autobusu linii 152. Widzę, że jest automat sprzedający bilety, więc wyciągam 4 złote i radośnie ponaciskałem co trzeba, aby zakupić bilet za 3,80 zł. Już chciałem sfinalizować transakcję, a tu widzę, że nie ma gdzie wrzucić monet. Okazuje się, że bilet można kupić tylko za pomocą karty płatniczej. Jako bezrobotny nie jestem posiadaczem takowej. Przykra niespodzianka. Ale niezrażony tym pierwszym niepowodzeniem  popatrzyłem w kierunku kierowcy i zobaczyłem ogłoszenie, że u kierowcy można kupić bilet za 5 złotych. Przygotowałem te 5 złotych i chciałem kupić u kierowcy bilet. A kierowca powiedział, że u niego się nie kupuje biletów, bo jest automat. Dobrze, że jakaś litościwa dusza miała kartę płatniczą i kupiła dla mnie bilet. Ewidentnie MPK wprowadziła te automaty nie z myślą o wygodzie pasażerów, ale z jakiś innych tajemniczych powodów. W autobusach tej linii wcześniej były automaty na monety, więc jeśliby kierownictwo MPK myślało o wygodzie pasażerów, to nie usuwano by tamtych, a jedynie dodano by nowe na kartę i byłyby do wyboru dwa automaty w zależności od potrzeb i możliwości pasażera. A na dodatek, w przypadku nieposiadania monet i karty, można by było kupić bilet u kierowcy. Ale to jest poza możliwościami organizacyjnymi kierownictwa krakowskiego MPK. Nie podejrzewam ich o złą wolę lub nikłe zdolności intelektualne (choć to wcale nie jest wykluczone), ale raczej z jakiś innych tajemniczych powodów nie robią tego. MPK należy do Krakowskiego Holdingu Komunalnego S. A., który w swoimstatucie ma zapisane:
„spółki tworzące grupę muszą uzyskiwać w każdym roku podatkowym rentowność (udział dochodów w przychodach), w wysokości co najmniej 3%;”
Czyli jeśli MPK z biletów nie uzyskuje takiego zysku, to musi go szukać gdzie indziej. Oczywiście są to środki unijne. Jak czytamy na stronie tego przedsiębiorstwa:
„Dzięki środkom z Unii Europejskiej krakowianie zyskają nie tylko nowe tramwaje, ale także nowe automaty biletowe. 20 urządzeń zostało zamontowanych w Krakowie na początku 2014 roku. Pozostałe 20 automatów zostało dostarczonych we wrześniu 2014 roku.”
Czyli widać komu zależy na wyeliminowaniu gotówki. Struktury UE są opanowane przez światowych banksterów i ludzi opętanych ideą kontroli i tresury bliźnich. Zakazują nam używania zwykłych żarówek i termometrów rtęciowych, zmuszają do segregacji śmieci i przyjmowania jakiś szczepionek pod różnymi pretekstami, w prowadza strefy płatnego parkowania, które oprócz ściągania podatku z kierowców i ich tresury nie maja nic innego na celu.
Czyli Nowy Porządek Świata zachodzi nas od tyłu małymi kroczkami i my nic nie robimy, aby temu przeciwdziałać.

Strefa płatnego parkowania jak nowotwór

0
0

parkometr Co prawda nie było parkometrów w okolicy, ale kontrolerzy strefy byli. Naszła mnie wtedy refleksja, że w tym miejscu strefa płatnego parkowania nie ma żadnego sensu. W okolicy były domki jednorodzinne, jakiś warsztat samochodowy, sklep. Rozumiem, strefa spełnia swoje zadanie chroniąc zabytkowe miejsca Krakowa, tam gdzie jest masę turystów, jak okolica Rynku Głównego czy stary Kazimierz, ale tutaj? Nawet dobrej komunikacji miejskiej tu nie było, żeby przyjechać transportem publicznym. Zauważyłem warsztat samochodowy. Jego właściciel, jeśli będzie miał okres z większa ilością klientów, będzie musiał część samochodów trzymać na ulicy, bo nie wszystkie zmieszczą się na podwórku czy w pomieszczeniach warsztatowych. Jeśli klient będzie musiał zapłacić np. 200 zł więcej za kilka dni parkowania na ulicy, to poszuka sobie innego mechanika poza strefą i mechanik zbankrutuje. To samo tyczy się np. małych prywatnych klinik stomatologicznych. Dentysta mógł sobie przerobić część mieszkania na gabinet i konkurować z klinikami w centrum miasta ceną. Ale jeśli pacjent ma wiele zabiegów z zębami i do każdego musi dopłacić ok. 10 zł za trzymanie samochodu na ulicy pod gabinetem, to przestaje mu się opłacać tu przyjeżdżać i podjedzie sobie tramwajem do kliniki w centrum miasta, gdzie jest drożej, ale łatwiejsze połączenie transportem publicznym lub poszuka dentysty poza strefą. Dotknie to również inne zawody, jak np. hydraulika, czy mechanika od pralek i lodówek, który musi obskoczyć wiele miejsc w ciągu dnia ze swoim sprzętem, który jest dość ciężki i lepiej go wozić w samochodzie. Jeśli w każdym punkcie postoju będzie musiał zapłacić co najmniej za godzinę, choć praca, będzie krócej wykonywana, to jego usługi zdrożeją znacznie, a on wcale więcej zarobi. Ludzie przestaną wzywać takich specjalistów, tylko będą próbować naprawiać na własną rękę. Kiedy już nic nie będą mogli poradzić, to wtedy wezwą fachowca i nie będą się wtedy liczyć z pieniędzmi. Czyli znowu małe firmy zbankrutują, a umocnią się duże. Czyli kolejne grupy zawodowe pójdą na bezrobocie, którym trzeba będzie zapłacić, co najmniej, ubezpieczenie zdrowotne, a w większości przypadków i zasiłek. Oczywiście magistrat o tym pomyśli i znajdzie dla nich pracę. Będą mogli zostać kontrolerami stref płatnego parkowania, bo urzędnicy miejscy szukając wpływów i walcząc z bezrobociem będą je powiększać. Oczywiście do granic administracyjnych Krakowa.
Sprawa rozszerzania strefy płatnego parkowania jest groźna również lokalnych targowisk dającym źródło dochodu wielu osobom. Gdy strefa obejmie takie targowisko, to liczba klientów zmaleje. Stali bywalcy będą oczywiście kupować, ale ludzie przejeżdżający obok takiego placu już nie będą się zatrzymywać, żeby kupić np. kilogram jabłek i dwa kilogramy ziemniaków. Po zapłaceniu stawki godzinowej za parkowanie to im się zupełnie nie będzie opłacać. Pojadą do supermarketu, gdzie parking mają za darmo.  Pamiętam sytuację z placem „Na stawach”, gdzie po wprowadzeniu strefy drastycznie zmalała liczba klientów, a na dodatek handlowcy musieli płacić opłatę postojową, gdy przyjeżdżali po południu samochodami zabrać towar z placu. Godziny obowiązywania strefy kończyły się o 20.00, a oni kończyli handel między 17, a 18. Wywalczyli sobie, że w paru punktach przy placu można parkować do 30 minut bezpłatnie. Czyli widać, że gdy strefa wchłonie place targowe, mogą one w skończonym czasie przestać istnieć, co uderzy w lokalnych mieszkańców, którzy tam się głównie zaopatrują.
Urzędnicy miejscy argumentują, że rozszerzają strefę, bo na obrzeżach strefy gromadzą się zaparkowane samochody przez ludzi, którzy mają jakieś sprawy do załatwienia w strefie. To jest proste jak włos Mongoła, że tak będzie bez względu na wielkość strefy. Ludzie kalkulują i jeśli ktoś ma do załatwienia coś w strefie i ma do przejścia jakieś 500 metrów od jej granicy, to oczywistą oczywistością jest, że zostawi samochód na obrzeżach. Rozszerzanie granic nic w tym względzie nie zmieni. Przesunie tylko miejsce kumulacji samochodów. Innym argumentem jest ochrona przed smogiem. Urzędnicy miejscy chcą, żeby mniej samochodów wjeżdżało do centrum. Jeśli faktycznie chcieliby chronić mieszkańców przed smogiem, to na granicy strefy w okolicach przystanków autobusowych i tramwajowych wybudowaliby duże, bezpłatne parkingi. Jeżdżąc na rowerze po Krakowie widzę wiele nieużytków, gdzie można by wybudować takie parkingi. Wtedy ludzie zostawialiby tam samochody i przesiadaliby się do komunikacji miejskiej, jechali dalej na rowerach, które przywoziliby w bagażnikach czy szli na piechotę.
Ale widać, że cele deklarowane przez włodarzy miasta, czyli ochrona mieszkańców przed smogiem i ochrona zabytkowych części miasta nie są ich prawdziwymi celami. To co napisałem powyżej oni doskonale wiedzą. Bardzo dobrze zdają sobie sprawę z tego, że co prawda w krótkiej perspektywie czasowej rozszerzenie strefy przyniesie zyski kasie miasta szczególnie z mandatów od ludzi, którzy nie byli świadomi, że właśnie strefa została rozszerzona, ale w dłuższej – doprowadzi do likwidacji wielu małych biznesów, zubożenia dużej części mieszkańców i zwiększenia obciążenia budżetu urzędu pracy, do którego będzie zgłaszać się coraz więcej zbankrutowanych właścicieli jednoosobowych firm.
Nie wiem co jest prawdziwym celem rządzących Krakowem. Mogę się tylko domyślać, bo uwielbiam teorie spiskowe, którym dałem upust w poprzednich moich wpisach.

Hollywoodzkie filmy Kaczyńskiego – filmowa promocja Polski

0
0

W Rosji chciano pokazać „prawdę” o polskiej okupacji Kremla filmem //www.youtube.com/watch?v=DzduxtGoViA

target=”_blank”>„Rok 1612” i jakoś film ten furory nie zrobił. Hindusi też robią filmy historyczne jak np. „//www.youtube.com/watch?v=g4-MxMS30es

target=”_blank”>Bahubali”, gdzie scena  z bykiem wyszła im zdecydowanie lepiej niż naszym specom filmowym w „Quo vadis”, ale Indie są rynkiem samym dla siebie. Ponad miliard ludzi, ogromna widownia. Hinduskie filmy są również oglądane w innych azjatyckich krajach. Chińczycy też robią historyczne filmy, ale są w podobnej sytuacji do Hindusów i sami są rynkiem dla swoich filmów. Polska raczej nie powinna iść tym tropem. Jesteśmy za mali, żeby robić wielkie widowiska sami dla siebie. A poza tym chcemy, żeby swiat poznał nas od dobrej strony. Japonia w połowie XX wieku filmami historycznymi nie mającymi wiele wspólnego z prawdą historyczną, ale oddającymi japońskiego ducha takimi jak „//www.youtube.com/watch?v=Cay6wb1gCH0

target=”_blank”>Siedmiu samurajów”, czy „//www.youtube.com/watch?v=PoYzsDVyFRU

target=”_blank”>Tron we krwi” w reżyserii Akiro Kurosawy pokazała się światu. Ten sam reżyser spopularyzował w świecie japoński sport narodowy jakim jest judo filmami „//www.youtube.com/watch?v=okglU8PYges

target=”_blank”>Saga o judo”.  Powinniśmy pokazywać światu naszą historię i tradycję nie według prawdy historycznej, która nikogo w świecie nie obchodzi, tak jak przeciętnego Polaka nie interesuje historia Malezji czy Ugandy, a raczej według dawnych wzorców japońskich czy //www.youtube.com/watch?v=zwjdHk66YNc

target=”_blank”>hongkońskich gdzie od lat 30-ch XX wieku kręciło się filmy Kung Fu, czy obecnych z //www.youtube.com/watch?v=SIq14nfHsHo

target=”_blank”>Tajlandii,  Malezji lub //www.youtube.com/watch?v=uI-V0rrlZBo

target=”_blank”>Indonezji. Chińczycy z Hongkongu pokazują swoja historię i kulturę w sposób atrakcyjny dla świata poprzez walki Kung Fu. Przeciętny widz na świecie  nie jest zainteresowany historią Chin i subtelnością ich kultury, ale po powrocie z pracy leżąc na łóżku z butelką piwa chętnie poogląda naparzankę po mordach. I to właśnie oferują Chińczycy z //www.youtube.com/watch?v=jrv1waotgXk

target=”_blank”>Hongkongu, Tajowie, Malezyjczycy czy Indonezyjczycy. Ktoś powie: „No dobrze, ale tamci mają swoje kung fu, boks tajski, silat melay czy pencak silat, a my Polscy co?”.  My mamy//www.youtube.com/watch?v=_qynN8bUgK8

target=”_blank”>staropolska sztukę walki szablą i to trzeba by było przenieść na ekran. Robiłoby się filmy klasy B, C, D czy nawet E, gdzie przez 5 minut byłaby jakaś normalna akcja, jakieś dialogi i potem 10 minut naparzanki na szable. I tak kilka razy w ciągu filmu. Oczywiście akcja musi się toczyć wartko, a walki odbywać w odpowiednim tempie.Jeśli chcemy przedstawić np. bohaterską obronę Westerplatte, to nie możemy robić filmu, tak jak to zrobił pan //www.youtube.com/watch?v=mg7B78Kzpzo

target=”_blank”>Paweł Chochlew, bo oprócz niego, nikt tego filmu nie obejrzy. Moim zdaniem, żeby przeciętny światowy widz zakonotował sobie w pamięci, że Polacy w czasie II wojny światowej bronili Westerplatte przed Niemcami, to film powinien wyglądać mniej więcej tak jak początek filmu z Jetem Lee „//www.youtube.com/watch?v=s60qJijR1Ms

target=”_blank”>Czarna maska”, wprowadzając elementy humorystyczne, jak w filmach  z//www.youtube.com/watch?v=Z1PCtIaM_GQ

target=”_blank”> Jackie Chanem. Żołnierze, oprócz strzelania, powinni walczyć wręcz, na bagnety, a w finałowej scenie tuż przed kapitulacją major Sucharski w ruinach koszar poszatkowałby szablą parę tuzinów Niemców.  A w sumie po co mówić w filmie o kapitulacji. Major Sucharski poszatkowałby te tuziny, a może i więcej Niemców, a oni w końcu odstąpiliby od ataku i w tym momencie skończyłby się film. Jak się spodoba, to można dorobić następną część. Weźmy na tapetę inne wydarzenie kampanii wrześniowej Bitwę nad Bzurą. Z tej bitwy pochodzi legenda o ataku z szablami na czołgi. I nie jest to legenda lokalna, tylko polska, bo moi znajomi Niemcy też ją słyszeli. I to nie ode mnie. Skoro jest taka legenda, to trzeba ją wykorzystać w filmie. Już widzę oczami wyobraźni jak ułan podjeżdża na koniu do niemieckiego czołgu, obcina szablą lufę i przez otwór po lufie dźga szablą ładowniczego. Inny ułan jedzie w stronę czołgu niemieckiego, obija się z siodła robi dwa salta w powietrzu, ląduje na wieżyczce niemieckiego czołu, otwiera klapę, wrzuca do środka granat, skacze robiąc dwa salta w tył, ląduje na siodle swojego konia i ucieka. Czołg niemiecki eksploduje. Cały film o bitwie nad Bzurą powinien być wypełniony tego typu elementami, a akcja powinna toczyć się wartko, a nie, jak jest to przyjęte w polskich filmach, jak krew z nosa. Film zakończyłbym w momencie, gdy Polacy uzyskują przewagę nad Niemcami. Nikt w USA czy w Burkina Faso nie jest zainteresowany jak ta bitwa się skończyła.
Jeśli chcemy zapoznać świat z historią Polski XVI i XVII i uzmysłowić ludziom, że Polska była wtedy mocarstwem, trzeba zrobić filmy „płaszcza i szpady”. Filmy powinny być śmieszne, akcja powinna toczyć się szybko i jak wcześniej pisałem 5 minut gadania i 10 walki na szable. I tak kilka razy w ciągu filmu. Oczywiście walki na szable powinny wyglądać jak w //www.youtube.com/watch?v=8Ujt1pb8Zjo

target=”_blank”>linku 1, a nie jak standardowo wyglądają w polskich filmach w //www.youtube.com/watch?v=hIqgZKOt2Kk

target=”_blank”>linku 2. Mamy ładne szablistki, które marnują się gdzieś ukryte w salach treningowych, a mogłyby grać główne role w takich filmach. Jak widać z dotychczasowej praktyki polskich filmów nie mamy reżyserów, scenarzystów i producentów, którzy umieliby wyprodukować takie filmy. Należałoby więc wysłać chętną młodzież filmową do Hollywood czy Hongkongu, by nauczyła się kręcić takie filmy. Do produkcji należałoby zaprosić specjalistów z tych ośrodków filmowych. W Polsce mamy znakomitych grafików komputerowych, którzy uatrakcyjniliby filmy efektami specjalnymi. W ten oto prosty sposób Polska zostałaby wypromowana w świecie i jeszcze by się na tym zarobiło. Dodatkowo, dzięki tym filmom, odżyłaby i upowszechniła się //www.youtube.com/watch?v=gWZ2_lHPUUE

target=”_blank”>staropolska sztuka władania szablą, która z czasem mogłaby się stać dyscyplina olimpijską, a młodzież zamiast męczyć smartfony zaczęłaby trenować władanie szablą.

Imigranci, zasiłki i rola Allaha

0
0

imigranciallahzdjecie

„Azylant, który przybywa do Niemiec, trafia na trzy miesiące do ośrodka recepcyjnego. Tam dostaje do ręki pieniądze w ramach kieszonkowego, które ma zaspokajać jego potrzeby socjalno-kulturalne. To niemałe kwoty. Osoba samotna może liczyć na 137 euro, 123 euro dostaje małżonek, a 110 euro dorosły członek rodziny. Do tego 81 euro przysługuje na dziecko w wieku 14-18 lat, 88 euro na dziecko w wieku 6-14 lat i 80 euro na dziecko do lat 6. Do tego dochodzą koszty zakwaterowania, umeblowania, ogrzewania, ubrań, przyborów toaletowych, czyli wszystkich tych rzeczy, które są potrzebne do codziennego funkcjonowania. Uchodźcy mogą też korzystać z darmowej opieki medycznej. …
… A co się dzieje, kiedy uchodźca opuści ośrodek? W Niemczech albo jest kwaterowany z innymi uchodźcami, albo dostaje mieszkanie. Zmieniają się też dla niego stawki kieszonkowego, bo rząd musi zapewnić takiemu uchodźcy tzw. minimum egzystencji. I tak, osoba samotna dostaje 217 euro, małżonek 195 euro, a 173 euro dorosły członek rodziny. Na dziecko w wieku 14-18 lat rząd wypłaci 193 euro, na dziecko w wieku 6-14 lat – 154 euro i 130 euro na dziecko do lat 6”.

Z portalu zmianynaziemi.pl możemy dowiedzieć się, że:

„Obecnie główna fala islamistów jako kraj docelowy właśnie z tego powodu wybiera Niemcy, ewentualnie kraje skandynawskie. Aby w jakiś sposób zniwelować dysproporcje w warunkach socjalnych występujące w ramach UE, Angela Merkel planuje zrównanie poziomu świadczeń dla „poborowych ISIS” we wszystkich krajach członkowskich UE.”

Przy takim obrocie sprawy imigranci islamscy w Polsce staliby się szlachtą. Mając mieszkania za darmo i kieszonkowe ok. 1000 zł miesięcznie niepracujący imigranci mieliby rzeczywiste dochody wyższe niż 80% pracujących Polaków. A jeszcze coś by ukradli, więc uzbierałoby im się co nieco. Hurysy by się do nich garnęły. Niewierni chętnie pracowaliby dla nich. Mieliby wszystko, co Allah im obiecał.
A jeśliby Polacy nie chcieli dać im takich zasiłków , to i na to jest lekarstwo. Jak podaje dziennik „La Stampa” :

„KE proponuje do 250 tys. euro kary za nieprzyjęcie uchodźcy …
… Kraj, który odmówi przyjęcia uchodźców, będzie musiał zapłacić nawet do 250 tysięcy euro kary za każdego z nich”.

Spójrzmy na inne zachowania imigrantów i reakcje na to niewiernych. Jak podaje portal pch24.pl :

„W listopadzie 2014 roku emigrant z Somalii brutalnie zgwałcił w szwedzkim mieście Sunvald 12-letnią dziewczynkę. Pod okresie opieszałości służb socjalnych sprawca w końcu trafił przed sąd. W czerwcu bieżącego roku szwedzki wymiar sprawiedliwości skazał gwałciciela na… 180 godzin prac społecznych.”

I co wspólnego z tym wszystkim ma Allah? Ano spójrzmy na wypowiedź jednego z uchodźców, którą podsłuchał reporter BBC:

„– Przekazywać nam pieniądze i inne bogactwa to wasz psi obowiązek! Jesteście pośrednikami Allaha, to jego dary, należą nam się i nie powinny spoczywać długo w waszych rękach! – usłyszał reporter brytyjskiego BBC podczas pracy na jednej z ulic Berlina w weekend 6/7 lutego 2016 r. Młody mężczyzna, prawdopodobnie z Syrii, kierował te słowa do grupy starszych Niemców”.

I w tym momencie warto baczniej przyjrzeć się roli Allaha. Europejczycy chętnie zagoniliby imigrantów kijami do roboty, a jednak tak się nie dzieje. Pokornie płacą podatki na utrzymanie przybyszów. Pierwsza fala imigrantów, tych najbardziej wierzących w słowa proroka Mahometa, mimo obowiązku wizowego, swobodnie hasała sobie po Europie, nie przejmując się granicami docierała do miejsc, gdzie chciała i otrzymywała to, co  prorok obiecał. I jak tu nie mówić o interwencji Allaha? Kolejne fale już nie są tak mocno wierzące w słowa Mahometa, a ich główną motywacją jest poprawa bytu socjalnego, więc z nimi już różnie bywa. Zdarza się, jak np. w Bułgarii, że strażnicy graniczni i psami poszczują i grzbiet wygarbują, a na koniec i kasę zabiorą. Ale to są już skutki małej wiary imigrantów.
Powracając do Allaha. Państwa i wielkie organizacje nie chcą wzmocnienia Unii Europejskiej, która przy swoim potencjale technologicznym i ekonomicznym w ciągu 20 lat mogłaby się stać największą potęgągospodarczą i militarną świata, a euro stałoby się główną walutą zapasową świata. Na to USA, Rosja, czy gangi banksterskie nie mogły się zgodzić. USA nie chce stracić pozycji światowego hegemona, a Rosja nie może pozwolić, żeby przy jej granicy wyrosło trzecie supermocarstwo, obok Chin i USA. Najpierw wprowadzono uniosceptycznych europosłów do parlamentu europejskiego, a teraz nasłano hordy imigrantów. I być może Allah natchnął przywódców światowych, żeby do złamania karku Unii Europejskiej wybrali właśnie jego wyznawców.
Również loże masońskie, których głównym wrogiem jest Kościół Katolicki, w pewien szczególny sposób ocierają się o islam. Jak podają wielbiciele teorii spiskowych polityka europejska w całości kontrolowana jest przez masonów. A co ci masoni robią na kolejnych stopniach wtajemniczenia? Jak piszą Jim Shaw i Tom McKenney w swojej książce „Śmiertelna pułapka” masoni 32 stopnia wtajemniczenia, czyli praktycznie sam szczyt masonerii, przysięgają na Koran:

„Potem nadszedł czas na poważną część rytuału, z przysięgą. Złożyliśmy zobowiązanie z makabrycznymi krwawymi konsekwencjami, jeśli wyjawimy „sekrety” (jedną z form okaleczenia, na którą się zgodziliśmy, było „przebicie gałek ocznych ostrzem o trzech brzegach”). Z Koranem na ołtarzu przypieczętowaliśmy naszą solenną przysięgę w imię „Allacha, Boga Arabów, Muzułmanów i Mahometan, Boga naszych ojców”.”

Dalej następuje komentarz:

„Każdy Shriner, klęcząc przed Koranem, składa przysięgę w imię Allacha, uznając pogańskiego boga zemsty Za swojego (,,boga naszych ojców”). Zarazem w rytuale uznaje się islam — jawnego wroga chrześcijaństwa — za jedyną prawdziwą drogę („Ten, który szczerze poszukuje islamu, poszukuje prawidłowego kierunku”).”

Zakładając sprawczą role myśli i przekonań można dojść do wniosku, że głęboko wierzący muzułmanie swoimi myślami wpłynęli na czołowych decydentów masonerii, że aż Koran wprowadzili do swoich masońskich rytuałów. I jak tu nie wierzyć w sprawczą rolę Allaha w naszym życiu?
Spójrzmy teraz na inną grupę pobożnych ludzi jaką są Żydzi rabiniczni. Oni głęboko wierzą w Talmud. A co jest napisane w Talmudzie? Jak pisze ksiądz Justyn B. Pranajtis w swojej książce „Chrześcijanin w Talmudzie żydowskim”:

„Żyd, jak uczy Talmud, tem samem, że jest z narodu wybranego i obrzezany, jest obdarzony tak wielką godnością, że się z nim nikt, nawet anioł, [76–77] równać nie może. Owszem, jest, jak sądzą, niemal równy Bogu. „Kto uderzy w twarz Izraelitę, mówi r. C h a n i n a, jakby wymierzył policzek Majestatowi Boskiemu”. Żyd jest zawsze dobry, bez-względu na jakiekolwiek grzechy, które go skalać nie mogą, jak błoto nie plami jądra orzecha, lecz tylko jego łupinę. Jedynie Izraelita jest człowiekiem; jego jest świat cały i jemu wszystko powinno służyć, szczególnie zaś „zwierzęta mające postać ludzką”.”
„Goim,  jako niewolnicy, bydlęta służące synom Izraela, należą do żyda życiem swojem i majątkiem. „Życie jego (goja) jest pozostawione (tzn. w ręku żyda), o wiele bardziej jego mienie.”  Jest to zasadniczy pewnik rabinów. Zupełnie bezkarnie może więc żyd zabierać chrześcijanom rzeczy do nich należące, w każdy sposób: oszustwem i podstępem; i nie należy mówić, że kradnie, czyniąc w ten sposób, lecz że odzyskuje, co jest jego.
Talmud, traktat Baba batra 54b:
„Wszystkie majętności gojów są jakby opuszczone; kto je pierwszy zabiera, ten jest ich panem.”.”

Jakby się rozglądnąć dookoła, to można zobaczyć, że „starsi bracia w wierze” mają całkowitą rację. Można zatem wysnuć hipotezę, że głębokie przekonanie o czymś, nawet stosunkowo małej grupy ludzi, nagina w jakiś sposób rzeczywistość pod jej przekonania, jeśli te przekonania są jednolite.
A teraz przyjrzyjmy się z kolei chrześcijanom. Nie mówię tu o europejskich czy północnoamerykańskich chrześcijanach, którzy są zdemoralizowani i w zasadzie nie można ich nazwać ludźmi wierzącymi w Boga. Myślę tu o prawdziwie wierzących chrześcijanach z krajów tzw. trzeciego świata. Gdy byłem w Kenii czy w Indonezji i spotykałem katolików lub reprezentantów innych odłamów chrześcijańskich byłem zdumiony ich głęboką wiarą. Oni swoją religię naprawdę traktowali serio, nie na luziku jak w Europie. Oni wierzyli, że powinni cierpieć i umierać za Chrystusa. I jaki jest efekt tych przekonań?
Jak podaje portal onet.pl w artykule „Chrześcijanie – najbardziej prześladowana grupa wyznaniowa na świecie” :

„Na co najmniej 250 mln ludzi ocenia się dziś liczbę chrześcijan różnych wyznań, prześladowanych za wiarę w rozmaitych częściach świata. Jeśli wyznawców Chrystusa wszystkich nurtów (katolików, prawosławnych, anglikanów, protestantów i innych) żyje obecnie na naszym globie łącznie ok. 2,2 mld (w tym nieco ponad 1,1 mld katolików), oznacza to, że mniej więcej co dziewiąty z nich padał w tym czasie ofiarą jakichś większych lub mniejszych ograniczeń, represji czy innych utrudnień w wyznawaniu swej wiary – czytamy w analizie KAI. Agencja przytacza jeden z najbardziej szokujących przykładów prześladowań, gdy australijski misjonarz baptysta, który w Indiach pomagał trędowatym, został wraz z dwoma małymi synami spalony żywcem przez hinduskich ekstremistów.”

Czyli Chrześcijanie modlą się o cierpienia i je dostają. Czyli znowu w jakiś sposób naginają rzeczywistość do swoich pragnień męczeństwa za wiarę.
Z powyższego można wysnuć hipotezę, że nasze wyobrażenia kształtują w jakiś sposób naszą rzeczywistość. Przyjrzyjmy się naszemu dniu powszedniemu. Jak wiemy, nic bardziej nas nie ucieszy niż porażka bliźniego. Większość ludzi, zamiast koncentrować się na własnym dobrobycie, skupia się na tym, aby bliźnim źle się wiodło. Efekty takiego spojrzenia widać wokół. Wiec proponuję porzucić taki źle pojęty altruizm i stać się bardziej egoistycznym myśląc głównie o sobie, o swoim dobrym zdrowiu i bogactwie. Przestańmy interesować się bliźnimi, ich dobrobycie, powodzeniu w życiu. Zacznijmy koncentrować się na własnym dobrobycie. Jeśli już chcemy zajmować się polityką, to zamiast myśleć czy PiS czy PO czy jeszcze jakaś inna partia ma rządzić, to zacznijmy koncentrować się na tym, aby do władzy dochodzili mądrzy politycy służący społeczeństwu, a nie sobie i jakimś tajemniczym elitom. Jeśli jedna grupa ludzi koncentruje się na zwycięstwie PiSu, druga – PO, a trzecia – Grzegorza Brauna, to ich energia jest marnotrawiona, bo pragnienia wzajemnie się wykluczają. Jeśli chcemy, by „Był minister rzetelny, o sobie nie myślał”, to myślmy o takim, obojętnie z jakiej partii przychodzi. Jeśli wszyscy będziemy myśleć, że w Polsce jest beznadzieja, to faktycznie tak będzie, jeśli będziemy myśleć, że wszyscy urzędnicy to złodzieje i oszuści, to faktycznie nastąpi selekcja negatywna i tylko tacy obsiądą urzędnicze stanowiska. A po co takim ułatwiać życie? Jeśli wszyscy uwierzymy, że Polska może być np. krajem bez podatków, to prawdopodobnie takim się stanie.
Na koniec dołączam link do audiobooka //www.youtube.com/watch?v=U7vUeL18kO8

target=”_blank”>Josepha Murphy’ego „Potęga Podświadomości”, która może pomóc nam w poprawie jakości życia.


Zamachy terrorystyczne, ŚDM i rozważania teologiczne

0
0

brzegi1

Jeśli zabiłby paru Polaków, to tylko w Polsce by o tym mówiono. A przecież nie o to takiemu chodzi. No chyba, że zabiłby prezydenta i jego najbliższe otoczenie. Zdecydowanie łatwiej jest jednak zabić paru Żydów, kilkudziesięciu Amerykanów niż ponad tysiąc Polaków w jednym zamachu. Więc nikłe były szanse, żeby jakiś terrorysta – samobójca zawitał do Polski. Nadzieje były i wciąż są, że jakiś zamach będzie w Światowe Dni Młodzieży. Ale i tak nic pewnego, bo terroryści też mają trudności kadrowe. Nie ma żadnych uniwersytetów terrorystycznych, w zasadzie nie mają skąd brać doświadczonych kadr, bo terroryści z reguły giną w zamachach i nie mogą dalej przekazywać swojej wiedzy. Nawet jeśli jakimś cudem przeżyją sam zamach, jak to było np. w Bostonie, to i tak są szybko zabijani przez policję. Więc nawet nie ma komu uczyć następców w terrorystycznym fachu. Od czasu do czasu przez media przelatują informacje, jak to jakiś terrorysta – nieudacznik zabił siebie i kolegów jadąc na akcję lub instruktor samobójców zabije siebie i kursantów (natemat.pl):

„Praca w szkole bywa niebezpieczna, zwłaszcza jeśli jest się nauczycielem terrorystów. Przekonał się o tym boleśnie pewien instruktor Islamskiego Państwa w Iraku i Lewancie, który podczas lekcji przez pomyłkę posłużył się pasem wypchanym prawdziwymi ładunkami wybuchowymi. Niedopatrzenie doprowadziło do eksplozji, a ta zabiła nie tylko nauczyciela, ale i 21 niedoszłych zamachowców.”

Widać, że ciężko o fachowców w terrorystycznej profesji. Jedyna nadzieja w służbach specjalnych, które mają wielosetletnie doświadczenie w podobnych akcjach. TVN dzieli się informacją  o tadżyckim islamiście szkolonym w USA:

„Bojownik, który w najnowszym nagraniu Państwa Islamskiego, wzywa do dżihadu, przeszedł w Stanach Zjednoczonych szkolenie antyterrorystyczne prowadzone przez amerykańskie służby. Jak potwierdził Departament Stanu, widoczny na filmie mężczyzna to były pułkownik tadżyckiej policji, który przez ponad 10 lat był objęty programem amerykańskich szkoleń w ramach walki z terroryzmem.”.

Bez służb specjalnych to ten cały terroryzm nie istniałby. Potencjalni terroryści są zbyt leniwi i raczej mało skłonni do rozstawania się z życiem. Spójrzmy na nasze podwórko. Najsłynniejszy nasz terrorysta Bruno Bomber jedynych kompanów do terrorystycznego fachu  zwerbował z ABW. Inni potencjalni terroryści jakoś nie chcieli się do niego przyłączyć. Gdyby nie ABW, to bidulek dalej pisałby jakieś blogi i wykładał na Uniwersytecie Rolniczym i pies z kulawą nogą by o nim nie wiedział.
Ale powróćmy do wydarzeń  we Wrocławiu. Co na ten temat pisze „Superexpress”?

„Garnek wypełniony materiałami wybuchowymi, śrubami i gwoźdźmi. Tak skonstruowana bomba miała wybuchnąć w wypełnionym po brzegi autobusie wrocławskiego MPK. Była to – jak oceniają eksperci do walki z terroryzmem – fachowa robota. Eksperci nazywają coś takiego improwizowanym ładunkiem wybuchowym. Jest to m.in. ulubiona broń islamskich terrorystów z Al-Kaidy.
Do eksplozji doszło w centrum Wrocławia, niedaleko Dworca Głównego PKP, w czwartek po południu. Bomba leżała na fotelu w autobusie linii 145. Nikt nie zginął, bo w ostatniej chwili kierowca z poświęceniem wyniósł ładunek z autobusu. Gdyby domowej roboty bomba eksplodowała w pełnym ludzi autobusie, ofiar mogłyby być dziesiątki!
……..
– Takiej bomby, choć sama w sobie jest prosta, nie da się skonstruować, wykorzystując tylko wiedzę z internetu – mówi nasz ekspert. – Ten, kto ją wykonał, musiał się choć trochę na tym znać. Choć na pewno wykonana była domowymi sposobami – dodaje Mikołajczyk”.

I być może mamy tu ślad służb specjalnych. Ekspert nieroztropnie zauważył, a dziennikarz bezrozumnie zapisał, że „Takiej bomby, choć sama w sobie jest prosta, nie da się skonstruować, wykorzystując tylko wiedzę z internetu”. Ale cały zamach wyszedł tak po naszemu. Miał być taki piękny wybuch, trup miał się słać gęsto,mieli ranni jęczeć z bólu, a tu mało rozgarnięty kierowca wyniósł bombę z autobusu i ona na otwartej przestrzeni wybuchła z siłą jakby ktoś bąka puścił. I cały misterny plan w  pi…, jak to powiedział //www.youtube.com/watch?v=w6QN3EHSjVs

target=”_blank”>Siara w „Kilerach dwóch”. Gdyby wybuchła w autobusie, to w zamkniętym pomieszczeniu trup mógłby się słać gęsto o czym również pisze „Wirtualna Polska” cztery dni później:

„Śledczy są pewni, że 19 maja we Wrocławiu było o krok od tragedii. Gdyby pakunek, który zostawił w autobusie linii 145 młody mężczyzna, eksplodował – zdrowie, a nawet życie mogłoby stracić wiele osób.”

A to, że kierowca swoim zachowaniem rozczarował organizatorów zamachu, polityków i większość przedstawicieli mediów wynika z dalszej części tego artykułu:

„Kierowca autobusu wyniósł paczkę na zewnątrz (naruszył procedury, ale ewakuacja pasażerów trwałaby dłużej) i nikt z pasażerów nie ucierpiał. Ładunek wybuchł na chodniku.”

Proszę bardzo, naruszył procedury. Biedny kierowca jeszcze beknie przed sądem za to, że uratował życie i zdrowie pasażerów, a także mienie wrocławskiego MPK.
Że w zamach mogą być zamieszane służby specjalne potwierdza kolejny fakt podany rzez radio ESKA informując o psie tropiącym. Zamach miał miejsce 19 maja, a już 21 maja pies tropiący z Niemiec szukał sprawcy. W ciągu dwóch dni, to sprawca mógł polecieć do Wenezueli i teraz wygrzewa się na plaży w  na wyspie Margarita.
Zamach był 19 maja, a 20 maja na portalu „Wirtualna Polska” możemy przeczytać:

„Ustawa antyterrorystyczna tylko pozornie nie dotyczy ogółu Polaków. Wprowadza bowiem kłopotliwy obowiązek rejestrowania kart pre-paid i możliwość blokowania stron internetowych nawet bez zgody sądu, a obcokrajowcy przebywający w Polsce będą mogli być inwigilowani bez zgody sądu – to niektóre punkty kontrowersyjnej ustawy.
…..
W razie aktu terroru służby będą mogły zarządzić przymusową ewakuację osób i mienia z obszaru zagrożonego aktami terroru. A także – co istotne – zażądać nieodpłatnego korzystania z czyichś nieruchomości lub mienia, jeśli służby uznają to za konieczne w akcji antyterrorystycznej.
…..
Jeśli ABW będzie uzna to za potrzebne, to będzie mogła zajrzeć do niemal wszystkich baz danych zgromadzonych przez instytucje państwa. ABW może więc – jeśli ustawa wejdzie w życie – sięgać do zasobów ZUS, KRUS, KNF, UKE i innych, a także do baz danych samorządów.
Banki i inne instytucje finansowe jak SKOKI czy firmy ubezpieczeniowe też nie będą mieć tajemnic przed ABW, gdy Agencja będzie prowadzić działania wymierzone w terroryzm.”

Widać ustawa była gotowa, potrzebny był pretekst do jej uchwalenia. Niby nic się nie stało, ale media wciąż huczą o zamachu więc ustawa gładko przejdzie.
Rejestracja kart pre-paid to totalna bzdura. Dotknie tylko praworządnych obywateli. Gdy byłem w Indonezji, to oni też tam mieli taką ustawę. Kupiłem kartę pre-paid, ale nie mogłem jej zarejestrować, bo gdy zadzwoniłem pod numer, gdzie rejestrowali karty, to ktoś tam mówił po indonezyjsku i nic nie zrozumiałem. Żeby aktywować kartę sprzedawca podał jakieś tajemnicze dane zupełnie nie związane ze mną i karta zadziałała. Polacy nie są głupsi od Indonezyjczyków, więc bandyci wszelkiej maści będą rejestrować karty sim na lokalnych lumpów i np. menel pan Zenek będzie miał zarejestrowanych na siebie 10 000 kart pre-paid.
Ustawa jest niebezpieczna, bo wynika z niej, że ABW może okraść obywatela w majestacie prawa lub szantażować go znając jego różne sekrety.
Ale powróćmy do Światowych Dni Młodzieży, które maja odbyć się w Brzegach między Krakowem, a Wieliczką. Plotki głoszą, że wybrano to miejsce, bo krakowska kuria i ważni ludzie z władz miasta maja tam grunty. Dzięki ŚDM grunty zostaną uzbrojone i doprowadzone zostaną do nich drogi, dzięki czemu cena działek w tej okolicy gwałtownie się podniesie. Ale to oczywiście tylko plotki rozpuszczane przez zawistników. W mediach stale coś się mówi o możliwych zamachach w czasie trwania ŚDM, jakby jakiś zamach był już zdecydowany.  Pewną przesłanka potwierdzającą tą tezę jest przepychanka co do miejsca spotkania młodzieży z papieżem Franciszkiem. „Dziennik Polski” z 2 kwietnia tego roku tak oto przedstawiał to zamieszanie co do lokalizacji:

„Również w przyszłym tygodniu propozycja, aby lotnisko w Balicach było brane pod uwagę – obok podwielickich Brzegów i krakowskich Błoń – jako miejsce nocnego czuwania młodzieży z papieżem i mszy odprawionej następnego dnia, ma być omawiana w Warszawie.”

W czym problem? To wyjaśnia „Gazeta Krakowska”:

„Brzegi leżą na terenie podmokłym, właśnie trwa jego odwadnianie. – Jeśli teren będzie zbyt rozmiękły, na przykład w razie ulewnych deszczów, trzeba będzie rozważyć inne opcje na to spotkanie – podkreśla Jerzy Pilch, wojewoda małopolski.”

Oczywiście Błonia też leża na podmokłym terenie, więc nie o komfort pątników tu chodzi. Jeśli spojrzymy na tą sprawę pod kątem teorii spiskowych, to jasno wychodzi, że Błonia dużo lepiej nadają się do zamachu, a lotnisko w Balicach jest już miejscem wymarzonym. Porównam tutaj tylko dwie lokalizacje najbardziej prawdopodobne, gdzie odbędą się uroczystości czyli Brzegi i Błonia.
Dlaczego nie Brzegi? Jak już pisałem jedna i druga lokalizacja to podmokła okolica, więc podczas deszczu komfort uczestników jest taki sam. Brzegi to generalnie pusta okolica, wszystko widać już z dużej odległości, parę dróg w pobliżu. Ciężko przygotować jakiś zamach. Podczas przygotowań jakiś spacerowicz z psem może zacząć coś podejrzewać, wezwie policję i cała akcja weźmie w łeb. Takie rzeczy się zdarzają. Portal TVN24.pl podaje taką oto informacje:

„Dwaj agenci izraelscy operujący w Niemczech zostali zdemaskowani przez podejrzliwą emerytkę, kiedy ich samochód ugrzązł w błocie w pobliżu Kanału Kilońskiego – poinformowała we wtorek niemiecka policja.”

A Błonia” to wielka łąka w centrum Krakowa. Wokół Błoń znajduje się wiele budynków, jest dużo dróg, masa ludzi przemieszcza się wokół, niezliczona liczba samochodów tam stoi. Ostatnimi czasy rozpoczęto w różnych miejscach wokół Błoń jakieś trzy budowy. A i czwarta się zapowiada. Wymarzone miejsce do zamachu terrorystycznego. Taki terrorysta niezauważony przez nikogo podjedzie samochodem pod plac budowy, wyciągnie z bagażnika amatorskiego drona kupionego w internecie i wejdzie na teren budowy. Tam zamontuje do drona jakiś ładunek wybuchowy z gwoździami w środku i zostawi na dzień mszy z Franciszkiem. Potem tam wróci w czasie mszy i wyśle drona nad tłum. Po wybuchu powstanie panika i ludzie sami się zatratują. Stratowanych ofiar będzie zdecydowanie więcej niż od eksplozji drona. Terrorysta potem wyjdzie z placu budowy jak gdyby nigdy nic i oddali się w nieznanym kierunku. Telewizje całego świata będą miały co pokazywać. Będzie to pretekst dla polityków, żeby zaostrzyć prawo jeszcze bardziej. A może nawet i jakąś wojnę komuś wypowiedzieć? Same korzyści. A w Brzegach przeprowadzenie takiej akcji będzie o wiele trudniejsze.
A cóż my maluczcy możemy w takim razie zrobić? Pozostaje nam tylko modlitwa. Portal fronda.plprzekonuje, że modlitwa jest jednak skuteczna:

„Najnowsze międzynarodowe badania dowodzą skuteczności modlitwy o uzdrowienie. Ma ona tym większą moc, jeśli odbywa się w fizycznej obecności chorej osoby.
– Postanowiliśmy zbadać „bliskie” modlitwy, ponieważ jest to częsty sposób modlitwy o uzdrowienie faktycznie stosowany przez zielonoświątkowych i charyzmatycznych chrześcijan na całym świecie – powiedziała Candy Gunther Brown. Jest ona profesorem nadzwyczajnym na Wydziale Religioznawstwa na Indiana University Bloomington, gdzie prowadziła badania nad „bliskim wstawiennictwem modlitewnym” o uzdrowienie.
Zielonoświątkowcy proszą o modlitwę także tych, z którymi dzieli ich duża odległość. Jednak to modlitwa tych znajdujących się najbliżej okazywała się najskuteczniejsza. Zdaniem naukowców podkreśla to wagę fizycznej bliskości i ludzkiego dotyku w modlitwie o uzdrowienie.”

Problem z większością członków kościołów chrześcijańskich jest taki, że z jakiś tajemniczych powodów uważają, że cierpienie jest łaską, że powinni cierpieć jak Chrystus, żeby upodobnić się do niego. Więc podświadomie mogą się modlić, żeby te zamachy podczas ŚDM jednak się udały, żeby mogli sobie pocierpieć. Zupełnie nie rozumiem tej chęci upodobnienia się do Chrystusa, zamiast przestrzegania jego zaleceń. Nie przypominam sobie z Nowego Testamentu, żeby Chrystus w jakiś specjalny sposób wymagał od nas cierpienia. Coś tam wspominał o prześladowaniach w jego imię, ale w zdecydowany sposób nie powiedział: „Cierpcie jak ja”. Większość kościołów chrześcijańskich uważa Chrystusa za Boga i z jakiś powodów członkowie tych kościołów dążą do tego, żeby być jak Chrystus czyli być jak Bóg. Nie wiem, czy nie jest to jakaś przesadna pycha owych członków. Chrystus wcale nie wymagał, żeby być jak on tylko, żeby wypełniać jego zalecenia. Ja od swojego psa nie wymagam, żeby założył konto na fejsie i czatował z innymi, albo żeby wsiadł do samochodu i zawiózł mojego ojca do szpitala. Ja tylko daję pewne wskazówki psu, żeby robił to, a to, a nie robił tego i owego i wtedy będziemy dobrze żyć. A przecież jest większa różnica między Bogiem, a człowiekiem niż człowiekiem i psem. Więc Chrystus też nie oczekuje, że człowiek będzie taki jak on. Z resztą nie wiadomo do końca po co Chrystus przyszedł na ziemię. My w swojej pysze uważamy, że dla nas, żeby nas zbawić i żeby dać nam „Dobrą Nowinę”. Może to nie być do końca prawdą. Spójrzmy na tzw. kulty cargo na Nowej Gwinei i innych wyspach Pacyfiku, gdzie spotkali się ludzie prezentujący różny poziom zaawansowania technicznego. Jedni byli na etapie epoki kamiennej, drudzy – samolotów. Ludzie mniej zaawansowani technicznie, widząc przylatujące samoloty na prowizoryczne lotniska zbudowane przez Amerykanów w latach drugiej wojny światowej wiozące różne dobra, uznali to za dar bogów i zaczęli budować podobne wierząc, że bogowie również będą im zsyłać te dobra. Zaczęli naśladować Amerykanów, ale samoloty z żywnością i innymi produktami jakoś nie chciały do nich przylatywać. Widać naśladownictwo Amerykanów nie było prawidłową metodą postępowania. Amerykanie ponoć dobrze płacili tubylcom, z pewnością przekazywali im różne dobra jak ubrania, czy żywność. Udzielali im dobrych rad, leczyli ich, ale to nie było głównym powodem przybycia Amerykanów na wyspy. Głównym celem była walka z Japończykami i poprzez te wyspy dotarcie do Tokio.
Być może podobnie było z Jezusem. Główny powód jego pobytu na ziemi był zupełnie inny, a „Dobra Nowina”, uzdrawianie, nauczanie, wskrzeszanie zmarłych było jakby przy okazji.
Gdyby Chrystus chciał przekazać „Dobrą Nowinę” jak największej liczbie ludzi, to urodziłby się jako cesarz rzymski, a nie syn cieśli gdzieś na peryferiach wielkiego imperium. Widocznie mu niespecjalnie zależało, by ludzkość poznała „Dobrą Nowinę”.
Co mogło spowodować przybycie Jezusa na ziemię? Pewne światło rzuca „Skład Apostolski”:

„Wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego,
Stworzyciela nieba i ziemi,
i w Jezusa Chrystusa,
Syna Jego Jedynego, Pana naszego,
który się począł z Ducha Świętego,
narodził się z Maryi Panny,
umęczon pod Ponckim Piłatem,
ukrzyżowan, umarł i pogrzebion,
zstąpił do piekieł,
trzeciego dnia zmartwychwstał,
wstąpił na niebiosa, …”

Kluczowa może być fraza „zstąpił do piekieł”. Skądś Kościół Katolicki wie, że Jezus po śmierci poszedł do piekła. Ale już nie wyjaśnia po co i co tam robił. Pamiętam z moich młodych lat dyskusję z księdzem na religii co właściwie Chrystus robił w piekle. Ksiądz nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Po pobycie w piekle Jezus sam się wskrzesił i dość szybko wstąpił do nieba. Wynika stąd, że głównym celem jego ziemskiego życia było udanie się do piekła i z jakiś powodów musiał narodzić się jak się narodził, żyć jak żył i umrzeć jak umarł, żeby dostać się po coś do piekła. Może nie sam wybrał się do piekła i w czasie, gdy tu przebywał, takich istot jak on było więcej na ziemi, tylko żyły one w rejonach, gdzie nikt nie spisał ich życia i czynów. Być może pozostały po nich legendy. Być może czas piekielny, niebiański i ziemski maja się nijak do siebie i istoty jak Jezus żyły na ziemi w różnych czasach, ale wszystkie równocześnie poszły do piekła coś tam załatwiać.
Może wystarczy rozważań teologicznych. Konkluzja z tego jest taka, że nie powinniśmy dążyć do tego, aby być takimi jak Jezus i cierpieć jak On, tylko stosować się do jego zaleceń.
Więc co powinniśmy zrobić gdy straszą nas utratą pracy, bezrobociem, zamachami terrorystycznymi, wojną z Rosją itp.? Powinniśmy skorzystać z rady Jezusa:

„25 Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? 26 Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichrzów, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one? 27 Kto z was przy całej swej trosce może choćby jedną chwilę7 dołożyć do wieku swego życia? 28 A o odzienie czemu się zbytnio troszczycie? Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną: nie pracują ani przędą. 29 A powiadam wam: nawet Salomon w całym swoim przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich. 30 Jeśli więc ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, to czyż nie tym bardziej was, małej wiary? 31 Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przyodziewać? 32 Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. 33 Starajcie się naprzód o królestwo i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane. 34 Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy.

Czyli mamy się po prostu wyluzować i nie słuchać tego, co złe języki nam wmawiają, wierząc, że Bóg ma dla nas w zanadrzu coś bardzo dobrego.

A co do cierpienia to powinniśmy skorzystać z Jego innej rady:

„I Ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane;”

Jeśli skupiamy się na cierpieniu, to będziemy cierpieć, jeśli skupiamy się na atakach terrorystycznych to one nastąpią, jeśli uważamy, że w Polsce jest do d… i należy z niej wyjechać, to zawsze będzie tutaj do d… . Za to jeśli będziemy prosić o zdrowie i bogactwo, to będziemy zdrowi i bogaci. Spójrzmy na pobożnych muzułmanów lub żydów rabinicznych. Muzułmanie są przekonani, że niewierni powinni płacić na nich podatek dżizję i jak widać po Europie Zachodniej niewierni płacą im taki podatek w formie zasiłków. Rabiniczni żydzi są przekonani, że goje powinni im służyć. Rozglądnijmy się w okół. Widać, że mają rację.

500 plus, samochody i podatki

0
0

chinskitransport

„Zgodnie z jej założeniami, wzrosnąć mają zarobki m.in. premier Beaty Szydło. Obecnie szefowa rządu ma pensję rzędu 16,7 tys. złotych brutto miesięcznie. Jeżeli ustawa zostanie przyjęta, jej zarobki wzrosną doi 24,1 tys. złotych brutto.
Wśród planowanych zmian pojawiło się m.in. przyznanie pensji pierwszej damie, która ma wynosić 55 proc. wysokości wynagrodzenia przysługującego Prezydentowi RP. Byłemu prezydentowi i jego małżonce będzie przysługiwać 75 proc. kwoty wynagrodzenia ustalonego w przepisach. Wzrosnąć mają zarobki m.in. prezydenta, wicepremierów, ministrów, wiceministrów i wojewodów. Będzie to podwyżka rzędu 4-5 tys. złotych. W przypadku przyjęcia ustawy, wynagrodzenia posłów i senatorów wzrosną o około 2,7 tys. miesięcznie.”

Widać PiS dotrzymuje obietnic. Podwyżki zarobków są. Innym sztandarowym pomysłem „Dobrej Zmiany” było 500+. Też zostało wprowadzone, mimo protestów pracodawców. Jak informuje Radio ZET:

„Pracodawcy na Pomorzu mają problem ze znalezieniem chętnych do pracy. Uważają, że to skutki programu „Rodzina 500 plus”.”

Ci pracodawcy wstydziliby się coś takiego mówić. Ile oni ludziom płacą, że 500 złotych  z programu rządowego jest konkurencyjne do zapłaty za miesięczną pracę? Oni nie potrzebują pracowników tylko niewolników. Jak ich nie stać na pracowników, to niech się sami wezmą za robotę. Zatrudnią siebie i swoje rodziny i biznes jakoś będzie się kręcił.
Jakie są dalsze konsekwencje tego programu? Portal poranny.pl donosi:

„Takiego efektu programu Rodzina 500+ nikt się nie spodziewał! Wzrosła liczba rejestrowanych aut. W porównaniu z okresem kwiecień-czerwiec ub.r., w tych samych miesiącach tego roku tylko w Białymstoku i Łomży przybyło ich – odpowiednio – o 17 proc. i 24 proc.”

I bardzo dobrze. Są to z reguły stare auta, które będą wymagać napraw. Wzrośnie liczba małych warsztatów samochodowych dzięki czemu więcej ludzi znajdzie zatrudnienie. Ludzie wreszcie zaczną trochę lepiej zarabiać. Ale nie tylko mechanicy samochodowi na tym skorzystają. Przedsiębiorcy zdobywający części do starych samochodów też będą mieli większe zarobki. Poza tym nawet największy wrak, ale samodzielnie jeżdżący daje jego posiadaczowi i jego rodzinie niewspółmiernie większe możliwości zarobkowania niż w przypadku, gdy takiego pojazdu się nie ma. Wiem co piszę, bo znam to z autopsji. Na przykład ktoś, kto ma smykałkę do napraw sprzętu AGD, malowania mieszkań  czy prac hydraulicznych, dzięki samochodowi może rozpocząć swoją własną działalność zarobkową uniezależniając się od niskopłatnej pracy na umowie śmieciowej. Teoretycznie bez samochodu mógłby to też robić jeżdżąc na rowerze, ale wożenie narzędzi i materiałów tym sposobem nie jest co prawda niemożliwe, ale jest co najmniej trudne.  Oczywiście na początku taki człowiek zacznie w tzw. szarej strefie, bo nie stać go będzie na opłaty ZUS, podatków itp., ale potem, gdy biznes będzie hulał, być może założy oficjalną działalność gospodarczą. To jest prosty przykład, ale są tysiące innych możliwości zarobkowych do których potrzebny jest samochód, np. sprzedaż obwoźna itp. Wicepremier Morawiecki chcąc ulżyć doli przedsiębiorcy i zlikwidować szarą strefę zabrał się za reformowanie systemu danin wymuszanych na drobnym przedsiębiorcy. Jak podaje portal money.pl opłaty byłyby następujące:

„Ostatecznie zdecydowano, że ryczałt w wysokości 1120 zł zastąpi podatek na ZUS w wysokości 22,5 proc. Co to zmieni? Przy 5 tys. zł wyniesie on dokładnie 1125 zł – niemal tyle co obecnie.
Do tego ktoś, kto prowadzi jednoosobową działalność gospodarczą odprowadzi jeszcze ryczałtowy podatek ewidencjonowany. Ten waha się w zależności od 3 do 20 proc.”

Widać wicepremier idzie w kierunku rozwiązań kenijskich:

„W Kenii nie ma ZUS-u dzięki Bogu. Ubezpieczeniem zdrowotnym i emerytalnym zajmuje się National Social Security Fund. Składka wynosi kilka do kilkunastu dolarów, a świadczenia zbliżone są do tych, które są oferowane przez ZUS w Polsce.”
„Podatek dochodowy jest wyższy, wynosi 35% ale nie ma już innych ukrytych podatków.”

Widać nie tylko w dziedzinie podboju kosmosu (Nigeria i RPA mają swoje sztuczne satelity) jesteśmy sto lat za murzynami, ale i w sferze podatkowej również.
Powracając do samochodów i 500+, można by zachwycić się nad dalekowzrocznością rządu i szansami rodzącymi się przed ludźmi praktycznie pozbawionymi perspektyw. Ale jednak nie ma co się nad rządem zachwycać. Widać kogoś mierzi możliwość posiadania samochodu przez biedniejsze warstwy społeczne i ich możliwość ekonomicznego wyzwolenia się. Oto co podaje portal onet.pl:

„Masz 10-letni samochód? Zapłacisz podatek! MF ma taki projekt”
„Według nieoficjalnych informacji, do których dotarliśmy, wysokość nowego podatku może wynieść około 200 do 500 zł rocznie, a graniczną normą będzie Euro 4.”

Czyli znowu biedni ludzie dostaną po głowie. Wiadomo, że z programu 500+ nikt nie będzie kupował nowego samochodu, czyli to posuniecie podatkowe nie jest nawet w interesie producentów samochodów. Ktoś, kogo nie stać nawet najtańszy samochód jest praktycznie niewolnikiem swojego pracodawcy. Władzy nie zależy, żeby ludzie się wzbogacili, bo człowiek zamożny staje się niezależny. Pieniądze dają wolność, a pieniądze zarobione własna pracę – i dumę. Wygląda na to, że „Dobra Zmiana” dąży do tego, by zachodnie koncerny miały jak najwięcej niewolników do prawie darmowej pracy i żeby ci niewolnicy, jak pieski na tylnych łapkach, prosili rządzących o jałmużnę. Widać, że kolejna władza dąży do całkowitego zeszmacenia narodu. Ludzie u władzy się zmieniają, ale kurs polityki gospodarczej pozostaje stały.

Światowe Dni Młodzieży i rola Jana Pawła

0
0

sdm2

„Odbędą się rozmowy o lokalizacjach zastępczych. Dlaczego? Brzegi leżą na terenie podmokłym, właśnie trwa jego odwadnianie. – Jeśli teren będzie zbyt rozmiękły, na przykład w razie ulewnych deszczów, trzeba będzie rozważyć inne opcje na to spotkanie – podkreśla Jerzy Pilch, wojewoda małopolski. Wymienia lotnisko w Pobiedniku i krakowskie Błonia.”

Oprócz tych lokalizacji „Dziennik Polski” informował o Balicach:

„Wojewoda małopolski Józef Pilch upiera się przy swoim pomyśle, aby uroczystości zorganizować w Balicach i zapowiada, że będzie o tym rozmawiał z władzami lotniska.”

A jakie zdanie o Brzegach miało Rządowe Centrum Bezpieczeństwa?
Portal wolnemedia.net przytacza raport:

„Rządowe Centrum Bezpieczeństwa jest bezlitosne: plan zabezpieczenia Światowych Dni Młodzieży to całkowita fuszerka, a w razie jakichkolwiek zagrożeń pielgrzymom zabraknie dostępu do wody, leczenia i drogi ewakuacji.
Raport, do którego dotarła telewizja TVN24, jednoznacznie dyskwalifikuje środki bezpieczeństwa, użyte m.in. w Brzegach, gdzie odbywać się ma część masowej imprezy. Na przykład pomysł mszy na Polu Miłosierdzia, w której uczestniczyć może nawet 3 miliony ludzi, autorzy raportu uważają za obarczony dużym stopniem ryzyka. Choćby ze względu na niewystarczająca liczbę dróg dojazdowych, trudności w zabezpieczeniu imprezy oraz utrudnienia możliwej ewakuacji. Mogłaby ona trwać nawet 8 godzin – sami organizatorzy w ogóle nie stworzyli planu ewentualnej akcji ratowniczej. Nie uwzględniono liczby miejsc w okolicznych placówkach medycznych; nie stworzono żadnego systemu informowania o możliwych ofiarach czy poszkodowanych.
Nie jest przewidziana i opracowana ewakuacja na wypadek podtopień na terenie masowej mszy, a nie jest to zagrożenie wymyślone, bowiem podtopienia mogą mieć miejsce po gwałtownej burzy albo podczas uszkodzenia wałów przeciwpowodziowych. Wiele do życzenia pozostawia też zabezpieczenie medyczne – namioty są pozbawione klimatyzacji, autorzy raportu ostrzegają, że może w nich zabraknąć wody. Organizatorzy kompletnie nie przygotowali się na upały – nie ma w planach postawienia np. kurtyn wodnych. Nie ma szpitala polowego ani żadnego systemu radzenia sobie np. z zachorowaniem na poważną chorobę zakaźną. Niegotowy jest system wczesnego ostrzegania i alarmowania w Krakowie.
Trudno powiedzieć, czy wytknięte poważne zagrożenia dla uczestników imprezy są wynikiem zaniedbań czy złej woli.”

A co na to kardynał Dziwisz?

Wątpliwości nie ma kard. Stanisław Dziwisz. – Nie jest brana pod uwagę inna opcja niż Brzegi. To miejsce spotkania papieża Franciszka z młodzieżą jest przygotowywane już od trzech lat – mówi.”

Skąd wiedział, że nic złego się nie stanie? Żadnego gradobicia z powodzią nie będzie?
Ale to nie koniec zagrożeń. Pan Kękuś, który na swoim //www.youtube.com/watch?v=b2i0syolQEU

target=”_blank”>wideoblogu ma ksywkę „Doktor Kękuś” przestrzegał przed możliwymi zamachami terrorystycznymi i namawiał młodzież, nawet w języku angielskim, żeby nie przyjeżdżała do Krakowa na ŚDM. Twierdził, że kardynał Dziwisz jest masonem stopnia 33 loży P2, co nie bardzo wiem jaki miało związek z ŚDM, i opierając się na prowokacji dziennikarzy „Faktu” ostrzegał, że terroryści mogli w Brzegach zakopać miny przeciwpiechotne i inne ładunki wybuchowe.
Dziennik „Fakt” również ostrzegał przed możliwością ataku terrorystycznego za pomocą ciężarówek:

„Zamach w Nicei przeraził Francuzów. Ale powinien przerazić równie silnie Polaków. Bo – jak ujawniliśmy na początku maja – sposób, w jaki terroryści mordowali w Nicei, to metoda przygotowana również dla pielgrzymów, którzy mają się zjawić na Światowych Dniach Młodzieży. Kilka tygodni temu ujawniliśmy, że dzięki współpracy z zagranicznymi wywiadami polskie służby udaremniły podobny rajd fanatyków w tłum. Tym razem jednak do masakry miało dojść w Polsce, 31 lipca w Brzegach. Tragedia miała wydarzyć się podczas papieskiej mszy w trakcie Światowych Dni Młodzieży (ŚDM).”

Zagrożenia zagrożeniami, a teraz przyjrzyjmy się wypowiedzi kardynała Dziwisza w dniu rozpoczęciaŚDM:

„Kardynał Dziwisz odpowiadając na słowa premier Beaty Szydło zapewnił, że młodzież się nie lęka. Mówił, że bezpieczeństwo jest zapewnione nie tylko przez ludzi, którzy są za nie odpowiedzialni, ale też ze strony Opatrzności Bożej. – Jeśli Jan Paweł II chciał Światowe Dni Młodzieży i je rozpoczął, to teraz niech czuwa – mówił metropolita krakowski.”

No właśnie, Jan Paweł i Opatrzność Boża. Jan Paweł jest świętym i ma chyba dobre układy w Niebie. Spójrzmy na fakty. W czasie, gdy ogłaszano, że w Krakowie odbędą się  ŚDM w Polsce u steru rządu byli ludzie niezbyt przychylni Kościołowi. I co się stało? Na rok przed ŚDM nastąpiła gwałtowna zmiana władzy i nowym prezydentem i partią rządzącą zostali ludzie bardzo przychylni Kościołowi, nieskąpiący pieniędzy na ŚDM.
Przejdźmy do samych Dni Młodzieży. W lipcu trochę padało w Krakowie, ale we czwartek 21 lipca zrobiła się fantastyczna pogoda. Akurat wtedy, gdy pątnicy zaczęli się zjeżdżać do Krakowa. W poniedziałek 25 lipca popadało, ale akurat tyle, żeby usunąć pył z powietrza i żeby trawa nie zżółkła. We wtorek przed uroczystościami na Błoniach jechałem na rowerze z Nowej Huty na Zwierzyniec, gdzie są krakowskie Błonia – to tak dla niewtajemniczonych. W Nowej Hucie nie było deszczu, ale gdy dojechałem pod Wawel, to zobaczyłem, że tam właśnie deszcz się kończył. Popadało akurat tyle, żeby odświeżyć i ochłodzić powietrze i żeby zamoczyć pasy szahida potencjalnym terrorystom, którzy chcieli wysadzić się na Błoniach.  Gdy wróciłem około 20 do Nowej Huty, to rozpętała się tam nawałnica. Waliło żabami, że aż miło. Zadzwoniłem do rodziców na Zwierzyniec, a oni powiedzieli, że tam nie pada, że radośni pielgrzymi właśnie wychodzą z Błoń. W okolicach Błoń deszcz zaczął padać około 21. We środę wyjechałem z Krakowa do Białegostoku. W Krakowie nie padało, a od Kielc aż do Białegostoku towarzyszył mi deszcz. Jakieś czary.

powodz

We czwartek w Białymstoku była powódź. Rzeki płynęły ulicami. Zadzwoniłem wieczorem do rodziców do Krakowa, a oni mi powiedzieli, że co prawda rano coś popadało i Franciszek musiał jechać samochodem do Częstochowy, a nie lecieć śmigłowcem, ale później, na uroczystościach już była ładna pogoda. Tak było przez całe ŚDM. Nie padało na uroczystościach. Ulewa rozszalała się w ostatni dzień, ale w czasie, gdy Franciszek pod dachem Tauron Areny miał spotkanie z wolontariuszami. Dla nich to było bez znaczenia, czy pada czy nie, ale być może urwanie chmury uniemożliwiło terrorystom atak na ten obiekt.
W świetle powyższych faktów proponowałbym zbadanie, czy aby nie było wpływu  sił nadprzyrodzonych, z Janem Pawłem na czele, na przebieg Światowych Dni Młodzieży. Wygląda na to, że kardynał Dziwisz dogadał się ze swoim przyjacielem z Nieba i dużo wcześniej wiedział, że wszystko się uda. Stąd jego pełny luz.
Jeżeli mamy tak wpływowego swojego człowieka w Niebie, to może warto go wykorzystać do poprawy losu Polaków. Przydałoby się przeprowadzić eksperyment taki, że wszyscy Polacy będą prosić Jana Pawła o jakąś jedną rzecz, bo jak będzie miał czterdzieści milionów indywidualnych spraw, to może się pogubić. Nie wiem co to może być, np. poprawa zdrowia i wzrost bogactwa wszystkich Polaków. Należałoby przeprowadzić ankiety teraz, za dwa lata, za pięć lat i za dziesięć lat. Jeśli zajdzie zdecydowana poprawa, to można będzie wymyślać kolejne intencje próśb do Jana Pawła. ​

Caracale okiem laika

0
0

caracal

„Otóż proszę pamiętać, że z dużym udziałem Polski, z dużym udziałem Polski zmusiliśmy Francuzów do odstąpienia od jednego z najbardziej dobrych kontraktów dla nich, mianowicie sprzedaży okrętów „Mistral” dla Rosji w związku z agresją na Ukrainę.”
„Aleksander Kwaśniewski jest przekonany, że zakup Caracali byłby też rodzajem „zadośćuczynienia” dla Francuzów. Tego rodzaju układy, które w tym przypadku byłyby niekorzystne ekonomicznie dla Polski, nie stanowią dla Kwaśniewskiego problemu. Jest też pewien, że zerwanie umowy z Francuzami odbije się na Polsce.
Tak, zadośćuczynić niesprzedane „Mistrale”. I to w polityce jest bardzo typowe. To jest w polityce, to jest właśnie dobra polityka. Jeżeli mówimy no dobra, musicie odstąpić od czegoś, co wam jest na rękę, ale generalnie źle służy nam wszystkim, no ale my to jednak jakoś zadośćuczynimy.”

No super, USA prą do wojny z Rosją narażając Polskę na bezpośredni atak, nawet atomowy, ze strony Putina, zmuszają Unię Europejska do nałożenia sankcji na Rosję, przez co Polska nie może tam sprzedawać jabłek i mięsa i w ramach rekompensaty dla Francuzów Polacy mają kupić przepłacone Caracale. W sumie jest to logiczne z punktu widzenia Zachodu. Skoro Polska ma stać się pustynią atomową, to warto by było wcześniej wyciągnąć z niej jeszcze trochę kasy. Szkoda marnować cały polski dobytek. Na Zachodzie się przyda i zostanie zagospodarowany. Widać, że frajerstwo Polaków nie ma granic. Francuzi nie mogli sprzedać Mistrali, to Polacy powinni im za to zapłacić. Jak można wywnioskować ze słów byłego prezydenta decyzja o zakupie Caracali miała charakter polityczny, a nie pragmatyczny.
Spójrzmy teraz na sprawę zerwania kontraktu.
Niezależna” podaje:

„Władze Egiptu odkupiły od Francji okręty, gdy okazało się, że nie one zostaną sprzedane Rosji. Jednak – jak twierdzi kilka rosyjskich portali, powołując się na egipską telewizję SIS TV – zbudowane we Francji okręty nazwane „Władiwostok” i „Sewastopol” koniec końców trafią do pierwszego klienta – Rosji.
Egipski miliarder Nassef Onsi Sawiris, który dał środki na zakup przez jego kraj francuskich Mistrali i faktycznie będący teraz ich właścicielem, podjął decyzję, by przekazać je Rosji za symboliczną cenę 1 dolara USA. Sprawa sprzedaży dwóch okrętów Moskwie została uzgodniona z prezydentem Egiptu Abd’em al-Fattah’em as-Sisi’m.”

Czyli koniec końców Francja obeszła embargo na handel z Rosją i sprzedała jej Mistrale, na co odpowiedzią było zerwanie przez Polskę kontraktu na Caracale.
Drugim powodem dla którego Polska zerwała kontrakt z Francją były kłopoty ekonomiczne zakładów Stratford w stanie Connecticut o czym pisze portal „polskaracja.com”:

„Amerykański senator Chris Murphy jest zadowolony, że Polska kupi śmigłowce Black Hawk, które są montowane w zakładach Stratford w stanie Connecticut.
…….
Fabryka Sikorsky w Stradford miała zostać zamknięta, ale dzięki między innymi polskiemu zamówieniu, widmo zamknięcia zakładów oddaliło się.”

Widać rząd PiS dba o miejsca pracy, ale w USA. Ale cóż się dziwić? Portal „wpolityce” opisuje nominację wiceministra spraw zagranicznych Roberta Greya:

„Czy wynika z tego więc, że polską politykę zagraniczną wobec USA prowadzić będzie… Amerykanin? Amerykanin polskiego pochodzenia, tym niemniej – Amerykanin, którego całe życie, kariera zawodowa i wszelkiego rodzaju więzy łączą z USA?
Oczywiście, obcokrajowiec czy też szerzej – ktoś, związany więzami lojalności nie wyłącznie z Polską, może wspierać nasz kraj. Na przykład jako doradca ministra. Grey był dotąd, jak czytamy, właśnie doradcą. Od tego jednak do stanowiska zastępcy szefa resortu droga daleka.
Grey (jak rozumiem, obywatel USA) ma nie tylko prowadzić polską politykę wobec tychże USA. Ma też zajmować się dyplomacją ekonomiczną. Innymi słowy – obywatel amerykański ma prowadzić polską dyplomację ekonomiczną w dobie, w której Unia Europejska i Polska negocjują ze Stanami Zjednoczonymi zasady TTIP, czyli transatlantyckiego partnerstwa gospodarczego. Niezwykle skomplikowanego porozumienia dotyczącego sfer, w których i nasz kraj, i Unia jako całość, i Ameryka mają bardzo konkretne i często sprzeczne interesy, przekładalne na gigantyczne kwoty i powodzenie lub upadek całych sektorów gospodarki.
Pan Grey jest osobą szerzej nieznaną naszej opinii publicznej. Co również czyni jego nominację aktem niecodziennym. Przed przyjazdem do Polski, jak udało mi się ustalić, zajmował się w Ameryce (głównie w Bostonie) działalnością w dziedzinie biznesowego i politycznego PR; pracował niegdyś m.in. na rzecz republikańskiego kandydata na gubernatora Massachusetts (potem starającego się o prezydenturę państwa), Mitta Romneya. O jego związkach z naszym krajem w internetowych źródłach amerykańskich nie udało mi się natomiast dowiedzieć nic”

Ministerstwo Spraw Zagranicznych odpowiedziało na artykuł „wpolityce” pana Piotra Skwiecińskiego, ale odpowiedź była mętna, a głównym punktem było:

„Chciałbym podkreślić, że nominacja pana Roberta Greya na stanowisko podsekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych odbyła się zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem.”

Skoro pan Waszczykowski ma kuratora z USA, to trudno się dziwić, że rząd PiS prowadzi taką, a nie inną politykę zagraniczną.

Dlaczego temperatura powietrza spada wraz z wysokością?

0
0

mtkenya1

powierzchnia Ziemi pochłania energię słoneczną i ogrzewa się. Im wyżej od ciepłej powierzchni Ziemi, tym zimniejsze staje się powietrze. Temperatura zmniejsza się wraz ze wzrostem wysokości nad poziomem morza”

Próżnia kosmiczna jest doskonałym izolatorem. Straty ciepła związane są tylko z promieniowaniem. Nie bardzo widzę powód dla którego na poziomie morza ma być cieplej niż na wysokości 500 m.n.p.m. skoro jeszcze parę kilometrów atmosfery jest nad jedną i drugą wysokością i ciśnienia w zasadzie są takie same.
Portal „geografia.na6.pl” bardziej ambitnie podchodzi do sprawy:

O równowadze termicznej atmosfery decyduje w zdecydowanej większości pionowy rozkład temperatury. Jednakże zmiany temperatury w atmosferze dokonują się także na skutek tzw. przemian adiabatycznych, czyli przemian bez wymiany ciepła z otoczeniem a jedynie dzięki zmianie ciepła i objętości. Zmiany takie występują najwyraźniej przy pionowych ruchach powietrza. Jeśli dana ilość powietrza wznosi się adiabatycznie w górę, jego wówczas jego temperatura obniży się, ponieważ z powodu mniejszego ciśnienia na wyższych warstwach atmosfery ulegnie one rozprężeniu. Powietrze do tego procesu zużywa własną energię cieplną, co przejawia się spadkiem temperatury. Jeśli powietrze będzie adiabatycznie opadać, wtedy jego temperatura wzrośnie, ponieważ dokona się wtedy kompresja powietrza, z uwagi na wzrost ciśnienia w otoczeniu. Kompresja ta wystąpi dzięki siłom zewnętrznym, głównie ciśnienia atmosfery. Powietrze w efekcie otrzyma pewną energię wewnętrzną określoną wzrostem jego temperatury.
Wzrost, bądź spadek temperatury powietrza suchego przy jego wznoszeniu, lub opadaniu to gradient suchoadiabatyczny, czyli zmiana temperatury powietrza przy zmianie jego wysokości. Wynosi on 1°C/100 m. W przypadku unoszenia się powietrza wilgotnego, które jest nasycone parą wodną, spadek temperatury będzie powolniejszy, ponieważ na skutek ochłodzenia dochodzi do kondensacji części pary wodnej, a oswobodzone przy tym procesie ciepło utajone parowania pozostaje w tej objętości powietrza i tym samym hamuje spadek temperatury wywołany rozprężaniem. W tym przypadku miarą ochłodzenia będzie gradient wilgotnoadiabatyczny, który wynosi średnio 0,6°C/100 m. Wartość ta uzależniona jest w dużym stopniu od temperatury otaczającego powietrza. Przy wyższej temperaturze obserwuje się niższy spadek wraz z wysokością, natomiast przy niższej jest on wyższy. Tak więc zmiany temperatury powietrza w stosunku do wysokości bez wymiany ciepła z otoczeniem wynoszą 1°C/100 m dla powietrza suchego, natomiast 0,6°C/100 m dla powietrza wilgotnego.”

Brzmi to niby logicznie, ale tylko trochę. Po pierwsze nie można mówić o przemianie adiabatycznej, bo masy powietrza, te niby podlegające tej przemianie, mają kontakt z innymi masami powietrza i występuje wymiana ciepła poprzez przewodnictwo cieplne i wymianę materii (konwekcja). Po drugie zastanawia mnie czemu do wyjaśnienia zjawiska użyta  jest ta  przemiana skoro opisywana jest równaniem:

[(a-1)ln(TV) = const,

gdzie a – wykładnik adiabaty, T – temperatura bezwzględna, V – objętość, a spadek temperatury w powyższym tekście określony jest liniowo (np. 0,6°C/100 m). Oczywiście w przypadku adiabaty związanej z wysokością powierzchnia podstawy słupa powietrza na wysokości 0 m.n.p.m. i 500 m.n.p.m. będzie taka sama, więc równanie adiabaty można w uproszczeniu zapisać:

(a-1)ln(Th) = const, 

gdzie h jest wysokością słupa powietrza, a – wykładnik adiabaty równy stosunkowi ciepła właściwego przy stałym ciśnieniu do ciepła właściwego przy stałej objętości. Równanie potęgowe zapisałem jako równanie logarytmiczne ze względu na brak odpowiednich czcionek i skomplikowany proces wklejania obrazów ze wzorami, ale matematycznie zapisy równania adiabaty w postaci potęgowej i logarytmicznej są równoważne. (Równania potęgowe zapisałem na swoim blogu tutaj). Ale gdzie tu zależność liniowa? Funkcja potęgowa i logarytmiczna nie są opisywane linią prostą. 

funk-pot

Powyżej wkleiłem obraz kilku funkcji potęgowych. Gołym okiem widać, że różnią się one od funkcji liniowej, czyli linii prostej.
Wikipedia również potwierdza liniową zależność między temperaturą a wysokością:

g = – (T2 – T1)/(h2 – h1),

gdzie:
g – gradient temperatury,
T2 – temeperatura na wysokości h2
T1 – temeperatura na wysokości h1

Coś w tych wyjaśnieniach nie gra, więc pokusiłem się o własną hipotezę objaśniającą tą frapującą zagadkę. Przemyślałem sprawę i moim zdaniem spadek temperatury powietrza z wysokością ma związek z parą wodną zawartą w atmosferze i ciepłem, które Ziemia otrzymuje od Słońca, jak również sama wytwarza. Że zacytuję Wikipedię ponownie:

Temperatura Ziemi rośnie wraz z głębokością, osiągając 6600 °C w samym jądrze. Około 20% energii cieplnej wnętrza Ziemi pochodzi z kontrakcji grawitacyjnej w okresie formowania się planety, pozostałe 80% pochodzi z rozpadu radioaktywnych izotopów potasu (40K), uranu (238U i 235U) i toru (232Th), który zachodzi w płaszczu. Niewielki wkład w ciepło skorupy ziemskiej ma też tarcie wewnętrzne wywołanym siłami pływowymi i zmianami w prędkości obrotu Ziemi”

Ziemia wytwarza własne ciepło, które jest wypromieniowywane przez jej powierzchnię. Poza tym dość sporo ciepłą otrzymuje ze Słońca. Para wodna jest najsilniejszym gazem cieplarnianym. Wspomogę się tu portalem “muzeum.pgi.gov.pl”:

Para wodna jest podstawowym czynnikiem wywołującym efekt cieplarniany; jej udział w tym zjawisku według różnych szacowań waha się w zakresie 95-99%. W dużym stopniu pochłania ona długofalowe promieniowanie podczerwone (IR) wysyłane przez powierzchnię Ziemi. Reemitując je, przyczynia się do zmniejszenia nocnych oziębień powierzchni Ziemi i dolnych warstw atmosfery. Skondensowana w postaci chmur para wodna stanowi „kołderkę” zabezpieczającą powierzchnię Ziemi przed ucieczką ciepła.”

Logicznym jest, że nad nizinami jest wyższy słup pary wodnej i pod wyższym ciśnieniem, czyli gęstość cząstek wody na metr sześcienny jest większa, niż nad wysokimi górami. Poza tym z rozkładu i budowy chmur widzimy, że chmur nad nizinami jest zdecydowanie więcej niż nad wysokimi górami. Portal “cumulus.nazwa.pl” tak przedstawia podział chmur:

Ze względu na wysokość na jakiej występują, chmury dzielimy na:

Chmury niskie: (zazwyczaj występują poniżej 2,000 metrów) Chmury te składają się z kropelek wody, ale w chłodnym powietrzu mogą zawierać śnieg i kryształki lodu. Nazwy chmur niskich poprzedzane są prefiksem strato;

Chmury średnie: (występują pomiędzy 2,000 a 7,000 metrów) Większość chmur średnich składa się z kropelek wody podczas lata lub mokrego śniegu w czasie zimy. Nazwy chmur średnich poprzedzane są prefiksem alto;

Chmury wysokie: (występują powyżej 6,000 metrów) Składają się z kryształków lodu; wyglądają jak cienkie kosmyki, smużki. Nazwy chmur średnich poprzedzane są prefiksem cirro”

Linię wiecznego śniegu można powiązać w jakiś sposób z występowaniem chmur na danej wysokości (Wikipedia):

Wysokość, na której przebiega ta granica jest zróżnicowana: na terenach polarnych sięga ok. 200–1000 m n.p.m., na Grenlandii i Antarktydzie schodzi do poziomu morza; w strefie umiarkowanej występuje na wysokości ok. 800–3200 m n.p.m., w strefie zwrotnikowej ok. 5000–6000 m n.p.m., zaś na równiku obniża się wskutek zwiększonych opadów do ok. 4500–5000 m n.p.m.

W Tatrach linia ta przebiega na wysokości ok. 2300 m n.p.m., jednak na tej wysokości wierzchołki są zbyt strome i poszarpane, by mogły się na nich wykształcić lodowce. Inną przyczyną niewystępowania w Tatrach wiecznego śniegu jest niesprzyjający klimat”

Widać, że Wikipedia pisząc o linii wiecznego śniegu w strefie zwrotnikowej i na równiku łączy ją z występowaniem chmur. Czyli zanik lodowca na Kilimandżaro i Mt. Kenia wiąże się raczej z malejącą liczbą opadów, co jest związane z mniejszą ilością chmur, niż z jakimś mitycznym globalnym ociepleniem. Globalne ocieplenie powinno zwiększyć parowanie z mórz i oceanów, szczególnie w rejonie równika, i powodować zwiększone opady. A jak widać, tak nie jest.

Powróćmy jednak do wzoru z z artykułu z Wikipedii , w którym jest mowa o pionowym gradiencie temperatur.  Wynika z niego, że spadek temperatury jest wprost proporcjonalny do różnicy wysokości:

g = – (T2 – T1)/(h2 – h1),

gdzie:
h2 – wysokość gdzieś na zboczu góry, lub na szczycie,
h1 – wysokość podnóża góry,
g – gradient temperatury,
T2 – temperatura na wysokości h2,
T1 – temperatura u podnóża góry na wysokości h1,

Czyli:

​-g*dh = dT,

dh – różnica wysokości
dT – różnica temperatur

Powyższy wzór możemy powiązać z wysokością słupa wody nad danym obszarem. Załóżmy , że wilgotność jest 50% i na wysokości h1 i na h2. Wartość procentowa nie ma tu istotnego znaczenia. Chodzi tylko o to, żeby w przekrojach poziomych na obu wysokościach występowała ta sama liczba cząstek wody. Całkowita wysokość słupa wody nad niziną jest H, a nad górą H – x (x – wysokość góry, ubytek wysokości słupa wody, wartość dodatnia). Temperatura na nizinie jest T, a na górze T – t (t – różnica temperatur T1 – T2 w powyższych wzorach jest dodatnia, jest to ubytek temperatury).
Czyli

(H – x) – H = – x,

(T – t) -T = – t.

Podstawiając to do wzoru z Wikipedii :

– g[(H -x) – H] = (T – t) – T

otrzymujemy:

– g(- x) = t

czyli

gx = t.

Stąd wynika, że ubytek temperatury jest wprost proporcjonalny do ubytku słupa wody nad danym obszarem.
Nasuwa to prosty wniosek, że za spadek temperatury powietrza wraz z wysokością odpowiedzialna jest para wodna zawarta w tym powietrzu, a nie jakaś przemiana adiabatyczna.

Zamach na jarmarku bożonarodzeniowym – druga prowokacja gliwicka?

0
0

berlin

A już w parę dni później mamy zamach terrorystyczny w Berlinie. Ciężarówka na polskich numerach wjechała w kiermasz świąteczny. Tuż po wydarzeniu kiedy jeszcze niewiele było wiadome o okolicznościach tej tragedii, dwie duże agencje informacyjne z Niemiec (ZDF Heute) oraz Rosji (Life.ru) podały, że ciężarówką w tłum ludzi wjechał „polski kierowca”. Fałszywa wadomość poszła w świat i była cytowana przez kolejne agencje. O tej fałszywce wyprodukowanej przez ZDF informował np. portal “prawdaobiektywna.pl”. Ewidentnie ktoś chce wzbudzić nienawiść do Polaków, bo przecież imigrancji z Afryki i Bliskiego Wschodu są miłujacymi pokój ludźmi. Za to Polacy, nie dość, że są niechlujni, kradną samochody, nie umieją się gospodarzyć, to na dodatek w czasie drugiej wojny światowej wymordowali  Żydów przy współudziale jakiś bliżej nieokreślonych mitycznych Nazistów, którzy pojawili się nie wiadomo skąd w 1933 roku zajmując Niemcy, a potem resztę Europy i część Afryki, a po 1945 roku zniknęli gdzieś w nadprzestrzeni.
Analizując napływające informacje widać ewidentnie, że miała to być prowokacja skierowana w Polskę. “Niezłomni.pl” podają taką wiadomość:

“Przyjechał dzisiaj rano, zapytać się, czy go rozładują, Niemcy powiedzieli, że nie, że musi czekać do jutra do 8 rano, wtedy mają okienko wolne, gdzie mogą go rozładować. Zapytał się, czy może się ustawić u nich na parkingu, pani z biura bardzo sympatyczna powiedziała, że na terenie firmy nie może, może się ustawić przy ogrodzeniu przy firmie i tam poczekać do rana. Tak zrobił, wyjechał, ustawił się i czekał.”

Z pozoru wygląda to jak niemiecki bajzel. Czytamy dalej wiadomości. Portale informują, że złapano jakiegoś Czeczena, potem Pakistańczyka, ale to nie on był sprawcą. Dalej pojawiają się takie informacje, między innymi na portalu ”piko.pl„:

“Niemieckie media tj. „Bild” czy „Die Welt” dotarły do raportu z sekcji zwłok polskiego kierowcy, Łukasza Urbana, którego ciężarówkę wykorzystano do poniedziałkowego zamachu na jeden z berlińskim jarmarków świątecznych.
Z informacji zawartych w dokumencie wynika, że Polak zmarł dopiero na miejscu zamachu. Do tego momentu prawdopodobnie robił wszystko, by powstrzymać terrorystów.
Jak przekonuje osoba zbliżona do śledztwa, z ustaleń niemieckiej policji wynika, że w kabinie ciężarówki doszło do walki, gdy Polak zorientował się do czego potrzebna napastnikom pojazd. Łukaszowi Urbanowi udało się najprawdopodobniej zranić terrorystę (w kabinie znaleziono krew należącą do kogoś innego niż Polak) i złapać za kierownicę, by uratować niczego nie spodziewających się ludzi na jarmarku świątecznym. Wtedy Polak został niestety najpierw ugodzony nożem, a potem postrzelony z pistoletu o małym kalibrze.”

A dalsze informacje brzmią jak kabaret. “Wirtualna Polska” podaje:

“W związku z poniedziałkowym zamachem terrorystycznym w Berlinie niemiecka policja poszukuje Tunezyjczyka Anisa A. – informuje „Der Spiegel” w wydaniu online.
Według tygodnika pod fotelem kierowcy ciężarówki użytej do zamachu znaleziono dokument tożsamości tego obywatela tunezyjskiego, „najprawdopodobniej zaświadczenie o tym, że ma pobyt tolerowany (w Niemczech)”. Z dokumentu wynika, że Anis A. urodził się w 1992 roku w mieście Tatawin.”

Zupełnie jak przy zburzeniu World Trade Center. Wszystko spłonęło, obróciło się w perzynę, tylko paszport pozostał nienaruszony.

Z informacji wyłania się taki o to spiskowy obraz. Elity niemieckie chcą wzbudzić nienawiść świata do Polaków. Z jakich powodów? Napiszę później, teraz o zamachu. Niemieckie służby zorganizowały zamach. Polecono pani z biura, która też mogła być funkcjonariuszem tajnych służb, odesłać polskiego kierowcę z kwitkiem, żeby musiał czekać do nia następnego. Wiadomo gdzie w takich sytuacjach Polacy parkują ciężarówki. Funkcjonariusz tajnych służb, niekoniecznie jakiś arab, bo nie był to zamach samobójczy, a Niemiec z dziada pradziada o rodzinnych korzeniach w gestapo, a nawet w Abteilung III b,  ogłuszył polskiego kierowcę i ruszył ciężarówką na jarmark. W planie było, że Niemiec rozjedzie ludzi i ucieknie, a policja niemiecka aresztuje Polaka i oskarży o zamach terrorystyczny. Niemiec musiał coś spartaczyć, bo Polak oprzytomniał zbyt wcześnie i zaczął z nim walczyć. W końcu trzeba było zastrzelić Polaka i cały misterny plan poszedł …, jak to powiedział Siara w filmie //www.youtube.com/watch?v=w6QN3EHSjVs

target=”_blank”>“Killerów dwóch”. Niemiecki zabójca uciekł z ciężarówki, a jego wspólnik na jarmarku wskazał na jakiegoś Allahowi ducha winnego Pakistańczyka, ktorego policja złapała. Jak się okazało, że Pakistańczyka nie da się oskarżyć, to podrzucono do ciężarówki dokumenty Tunezyjczyka. Podejrzewam, że oficerowie gestapo czy SS w grobach się przewracają widząc taką nieudolność ich następców w obecnych niemieckich tajnych służbach.
A teraz pwróćmy do pytania czemu niemieckie elity miałyby prowokować nienawiść świata do Pollaków? Jakiś czas temu pisałem na swoim blogu, że Niemcy po stu latach wygrały pierwszą wojnę światową. Teraz prawdopodobnie chcą zrewidować skutki drugiej wojny światowej. Jak pisałem na moim blogu we wpisie “Polska sama się prosi, by Niemcy zabrały jej ziemie zachodnie” Polska nie ma trakatatu pokojowego z Niemcami. Jest  co prawda umowa o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy z 17.06.1991, ale nie ma traktatu pokojowego. Traktat pokojowy, według Wikipedii, określa między innymi:

“Oficjalne wyznaczenie granic.
Sposoby rozwiązywania przyszłych sporów.
Dostęp do surowców oraz ich ilość Los uchodźców.
Rozstrzygnięcie istniejących długów.
Kontrybucja i reparacje wojenne
Ustalenie zakazanych zachowań (np. demilitaryzacja).
Ponowne zastosowanie istniejących traktatów.”

Zdaje się, że w traktacie o dobrym sąsiedztwie nie ma punktów takich jak:

“Rozstrzygnięcie istniejących długów.
Kontrybucja i reparacje wojenne”

Najprawdopodobniej Niemcy chcą wrócić do granic z 1937 roku, a zaczęło im się spieszyć, bo co jakiś czas ze strony polskiej padają żądania zapłaty reparacji wojennych. Np. portal “wsensie.pl” pisze:

“Warto też wspomnieć, że niedawno, bo w grudniu 2015 r., Jarosław Kaczyński stwierdził, że rachunek krzywd z Niemcami nie został wyrównany, a wspomniana „rezygnacja” z reparacji wojennych przez władze PRL – jak wykazały badania – nie została nigdy zarejestrowana przez odpowiedni organ rejestracyjny Organizacji Narodów Zjednoczonych”

A kwota nie jest mała, bo jak podaje portal “nacjonalista.pl”:

“O jakie kwoty chodzi? Komisja pracująca tuż po wojnie oszacowała straty na 49 miliardów ówczesnych dolarów amerykańskich. Dzisiaj po uwzględnieniu inflacji kwota nominalna osiągnęłaby 845 miliardów dolarów. To w przybliżeniu 2,738 biliona złotych – wylicza.”

Żydowskie żadania od Polski 65 mld USD to mały pikuś przy powyższej kwocie. A prawdopodobnie nie jest to polskie ostatnie słowo w tej sprawie.
Niemcy więc zaczęli się spieszyć, żeby drugą wojnę światową zakończyć na swoją korzyść.
Ale jak wiemy, Niemcy nic nie mogą zrobić bez zgody USA:

„Gerd-Helmut Komossa ujawnia niewygodna prawdę o warunkach podyktowanych po wojnie Niemcom przez USA i aliantów. Uklad z 21 maja1949 roku, którego treść została zaklasyfikowana przez BND jako ściśle tajna, sugeruje utrzymanie ograniczenia suwerenności państwowej RFN aż do 2099 roku. Wspomniane restrykcje obejmują m.in. sprawowanie całkowitej kontroli nad mediami niemieckimi oraz środkami komunikacji przez zwycięskich koalicjantów. Poza tym, każdy nowo-wybrany kanclerz musi podpisać tzw. Federalny Akt Kanclerski, a na niemieckie rezerwy złota został nałożony areszt.”

Wygląda na to, że Niemcy zgodę na aneksję polskich ziem zachodnich dostały. W roku 2010 ukazała się książka George Friedmana “Następne 100 lat”, w której pisał, że Polska będzie musiała się zgodzić na utratę swoich ziem zachodnich na rzecz Niemiec. On już coś tam wiedział, bo wszystko co opisał w książce właśnie się dzieje. Musiał mieć dostęp do amerykańskich planów na najbliższe stulecie. Oczywiście nie wszystko opisał, tylko co mu pozwolono. Książkę przecież czytano na całym świecie. Nie pisał na przykład o amerykańskim pomyśle na rozwalenie Unii Europejskiej, a Amerykanie już to właśnie robią.  Być może władze niemieckie dogadały się z amerykańskimi Żydami, że zapłacą te marne 65 mld USD, których nie chce zapłacić Polska w zamian za zgodę amerykańskiego kongresu na aneksję polskich ziem zachodnich i północnych, które w 1937 roku leżały w granicach Rzeszy.
Wygląda na to, że zamach na jarmark Bożonarodzeniowy w Berlinie miał być taką prowokacją gliwicką, która wzburzyłaby opinię światową przeciwko Polakom i spowodowałaby gładkie przejęcie spornych ziem przez Niemcy. Następnie Niemcy sprowadzonych imigrantów przenieśliby na „ziemie odzyskane”, żeby to Polacy mieli problem z imigrantami z Afryki i nie myśleli o jakiś buntach, tylko prosili władze niemieckie o pomoc. I wtedy służby niemieckie byłyby takim ludzkim panem rozjemcą, który pomagałby uciśnionym i zaprowadzał porządek.
Służby niemieckie już przekonały cały świat, że to Polacy mordowali Żydów w Auschwitz przy minimalnym udziale legendarnych Nazistów. Teraz te same służby chciały pokazać, że po Żydach Polacy zabrali się za mordowanie Niemców.
Cóż nam biednym Polakom pozostaje? Chyba tylko wiara, że Jan Paweł ma dobre układy w niebie i ochroni nas przed Niemcami, jak uchronił Światowe Dni Młodzieżyprzed zamachami terrrorystycznymi, nawałnicami i gradobiciem, którymi to kataklizmami straszyły gazety.

Prastara Puszcza Białowieska, czy aby na pewno prastara?

0
0

 Wikipedia tak pisze o puszczy:

Puszcza Białowieska w roku 1986 zostaje uznana za Obszar Chronionego Krajobrazu o powierzchni 860 km². Różnymi formami ochrony objęto ponad 50% powierzchni. W 2001 istniał 20 rezerwatów przyrody o łącznej powierzchni 3459,75 ha, dwie ostoje zwierząt chronionych, 44 strefy ochronne gniazd bociana czarnego i orlika krzykliwego i puchacza. Do krajowego rejestru programu zabezpieczenia puli genowej wpisano 401 drzew. Ponad 1000 drzew uznano za pomniki przyrody.
Dopiero w roku 1994 ukazuje się „Projekt utworzenia Parku Narodowego Puszczy Białowieskiej”, który zakłada objęcie statusem parku narodowego całej polskiej części Puszczy Białowieskiej. Projekt ten przekazuje władzom RP Prezes Polskiej Akademii Nauk. Po raz pierwszy przeprowadzono w nim analizę zniszczeń poczynionych w Puszczy Białowieskiej w XX wieku przez gospodarkę leśną. W tym samym czasie powstaje „Leśny kompleks promocyjny” (526 km²) mający na celu ochronę substancji i walorów Puszczy poza granicami Białowieskiego Parku Narodowego.
W roku 1977 UNESCO uznało Białowieski Park Narodowy za jeden ze światowych Rezerwatów Biosfery, a w 2005 obszar Rezerwatu Biosfery powiększono na cały obszar polskiej części Puszczy Białowieskiej. W 1979 BPN został wpisany przez UNESCO na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości. W 1992 rozszerzono status obiektu dziedzictwa światowego na przylegający doń od wschodu fragment białoruskiego parku narodowego „Bieławieżskaja Puszcza”.

Awantura związana jest z atakiem kornika drukarza i wzmożoną wycinką drzew w puszczy:

W Puszczy Białowieskiej masowo zamierają świerki zaatakowane przez kornika drukarza. Tak ogromnej inwazji tego owada nie notowano od wielu dekad. Do dziś jego ofiarą padło pół miliona drzew na terenie trzech puszczańskich nadleśnictw. To oznacza, że już 7,2  tys. ha z 52 tys. ha drzewostanów, którymi opiekują się leśnicy na terenie puszczy są martwe. Drzewa umierają też w rezerwatach mieszczących się na terenach zarządzanych przez LP oraz w Białowieskim Parku Narodowym. „

Ekolodzy nie dowierzają temu i twierdzą, że minister z leśnikami robi jakieś kombinacje ze sprzedażą drewna, co nie wprost sugeruje „Gazeta Wyborcza„:

„Tymczasem ekolożka Ewa Sufin, aktywistka Partii Zieloni rzuca na sprawę nowe światło.
„Żądają pieniędzy” Ludzie, którzy blokowali maszyny wycinające w drzewa Puszczy Białowieskiej zaczynają dostawać wezwania do zapłacenia bardzo wysokich odszkodowań- mówi Ewa Sufin w „Popołudnie Radia TOK FM”. O jakie dokładnie odszkodowania chodzi?
Chodzi o straty spowodowane wstrzymaniem wycinki, a w efekcie brakiem zysków ze sprzedaży drewna przez Lasy Państwowe- wyjaśnia ekolożka. I podkreśla, że działania Lasów Państwowych kłócą się, z tym, co od wielu miesięcy – jak mantrę – powtarza minister Szyszko, który tłumaczy się, że wycinając drzewa, broni Puszczę Białowieską przed kornikiem drukarzem.”

Leśnicy dają odpór:

„Był 2007 r., gdy leśnicy dostrzegli 29 świerków zajętych przez dewastującego lasy kornika drukarza. Metoda postępowania w takich sytuacjach jest prosta – dokonuje się wycinki sanitarnej, by kornik nie zeżarł całych hektarów lasu. W tym przypadku jednak zajęte przez szkodnika drzewa rosły na terenie ścisłego rezerwatu, więc do wycinki potrzebna była zgoda Wojewódzkiego Konserwatora Przyrody. Zgoda, która w takiej sytuacji wydawała się czymś oczywistym, została zablokowana przez pisma ekologów z Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot, którzy postanowili wcielić się w rolę obrońców drzew i korników.Udało im się zablokować sanitarne wycinki na lata. Kornik w międzyczasie żarł drzewa i rozprzestrzenił się po całej Puszczy. Do 2017 r. kornik drukarz uśmiercił 834 tys. świerków, co stanowi ponad 8 proc. drzewostanu białowieskich lasów.
Zdaniem leśników katastrofy można było uniknąć, gdyby odpowiednio wcześnie wyciąć chore drzewa. Pracownicy leśni mieli jednak ręce związane przez działalność ekologów z PnRWI.”

I w tym momencie rodzą się wątpliwości co do prastarości i dziewiczości puszczy, bo czym żywi się kornik drukarz?

„W Polsce podstawową rośliną żywicielską jest świerk pospolity, ale w drzewostanach świerkowych z udziałem innych gatunków iglastych zasiedlać może też sosnęjodłęlimbę i modrzew.”

Czyli puszcza wygląda na jakąś monokulturę świerkową, a nie zróżnicowany drzewostan prastarego, dziewiczego lasu.
A skoro ekolodzy od 2007 roku wiedzieli, że puszczę atakuje kornik, to również powinni wiedzieć, że:

„Kornik drukarz ma wielu wrogów naturalnych, regulujących liczebność jego populacji. Należą do nich owadobójcze grzyby, a także owady – zarówno pasożytnicze jak i drapieżne. Opisano dotąd kilkadziesiąt gatunków tych organizmów. Ich rola zależna jest od stanu populacji kornika: w okresie podwyższonej liczebności powodują zwiększoną jego śmiertelność (poprzez niszczenie jaj, larw, poczwarek i chrząszczy), przy czym wzrost liczebności populacji wrogów naturalnych jest zawsze opóźniony w stosunku do zmian liczebności populacji kornika. Istotną rolę odgrywają także ptaki, zwłaszcza dzięcioły, które odbijają korę zasiedlonych drzew w poszukiwaniu larw, poczwarek i chrząszczy kornika. ”

Z tego co słyszałem, to ekolodzy mają dużo pieniędzy. Doszły mnie słuchy, z pewnością są to fałszywe pomówienia złośliwych języków, że w czasie akcji w Dolinie Rospudy ekolodzy za dzień protestu dostawali 400 zł na głowę. Szkoda, że nie wiedziałem, bo sam bym pojechał protestować. Dziesięć dni protestu i wpada 4 tysiące złotych. A ponoć wyżerkę mieli za darmo. Powracając do Puszczy Białowieskiej, to zamiast urządzać gdzieś tam protesty, ekolodzy mogli zająć się hodowlą np. dzięciołów trójpalczastych. Od 2007 roku do teraz mieliby już sporą hodowlę. A taki dzięcioł to potrafi zjeść:

Oszacowano, że może zjeść 670 000 korników rocznie (2600 larw dziennie)”.

Jak widać, to nie w kij dmuchał. Puszcza zostałby ocalona, a i na eksporcie dzięciołów można byłoby zarobić, bo nie tylko w Polsce występuje plaga korników. Ale widać ekologom nie zależy na ochronie puszczy, ani na dodatkowych dochodach, a mają jakieś inne, ukryte przed światem, cele.

Porzućmy ekologów i powróćmy do prastarości i dziewiczości Puszczy Białowieskiej. Już wiemy, że korniki zasiedlają drzewa iglaste ze szczególnym wskazaniem na świerk. Czyżby prastara puszcza była monokulturą świerkową, czyli jest jakimś sztucznym tworem człowieka?
Sprawę dziewiczości puszczy stara się bronić doc. Jerzy Gutowski:

” od 9000 lat (czyli od czasu wejścia na te tereny świerka) kornik drukarz miał tam swoje wzmożone pojawy, także wówczas, gdy człowiek tam nie gospodarował i nie zwalczał kornika. Po kilku latach natura sama zawsze kładła kres gradacji tego chrząszcza – w przeciwnym razie nie mielibyśmy dzisiaj Puszczy Białowieskiej.”

Ale spójrzmy na historię nowożytną. W czerwcu 1812 roku armia francuskarozpoczęła inwazję na Rosję:

„Już w ostatnich dniach czerwca 1812 roku wojska napoleońskie, dowodzone przez ks. Karla Philippa Schwarzenberga, zajęły i ograbiły Kamieniec-Litewski. Do większych bitew w samej Puszczy i na jej przedpolu, póki co, nie dochodziło.

Wykorzystując brak władzy zwierzchniej, polowania na puszczańską zwierzynę urządzali także ci leśnicy i strażnicy białowiescy, którzy nie przyłączyli się do napoleońskiej armii. Kłusowali z nimi pospołu również liczni chłopi. Fakty te zaczęły wychodzić na jaw dopiero po trzech-czterech latach.”

Czyli jak sobie chłopi kłusowali, to drewno z pewnością też pozyskiwali. Z resztą nie tylko chłopi.

” Do pierwszej większej bitwy w okolicy Puszczy doszło 15 (27) lipca pod Kobryniem, który wówczas był ważnym punktem na handlowym szlaku od Bałtyku do Morza Czarnego. Saksoński korpus gen. Jeana Louisa Reyniera stoczył tutaj walkę z oddziałami gen. Aleksandra P. Tormasowa. Bitwa zakończyła się zwycięstwem Rosjan. Zginęło – według różnych źródeł – od 4 do 6 tysięcy żołnierzy i oficerów armii francuskiej. Tormasow pozostawił na tym terenie niewielkie oddziały z zadaniem niepokojenia tyłów wojsk nieprzyjaciela. Przechodziły one przez Puszczę Białowieską i Świsłocką, jednakże do potyczek na tym terenie nie dochodziło, gdyż wojska francuskie, nie znając topografii puszczańskiej głuszy, bały się w nią zapuszczać.”

Jeśli wojsko francuskie chowało się w lesie, to na pewno budowało sobie jakieś chaty, umocnienia z drewna i tym podobne. Czyli wycinka drzew szła w najlepsze.

„Sprzyjającym czynnikiem było dodatkowo niezdecydowanie w gronie generałów dowodzących wojskami rosyjskimi. Jedni uważali, że bitwę należy odbyć na obrzeżach państwa, inni natomiast optowali za wojną obliczoną na wyniszczenie wroga i taktykę tzw. spalonej ziemi. Być może ta taktyka dotknęła również wsie i osady puszczańskie.”

Czyli część puszczy spłonęła sobie podpalona przez Rosjan.

„Wojska francuskie na terenie Puszczy Białowieskiej pojawiły się dopiero w sierpniu, to jest wówczas, gdy połączone siły Reyniera, wspólnie z korpusem Schwarzenberga, zmusiły Tormasowa do odstąpienia za Bug, na Wołyń. Główne siły wojsk austro-saksońskich ominęły Puszczę od południowej strony. Drobne zaś oddziały aprowizacyjne, zajmujące się zapewnieniem prowiantu dla żołnierzy i paszy dla koni wojskowych (furaż), przenikały do jej wnętrza, nie omijając żadnej wsi.”

Czyli w okolicach puszczy kręciły się i wojska francuskie i rosyjskie, które z pewnością pozyskiwały drewno na fortyfikacje, gotowanie potraw i inne potrzeby. Poza tym, jak słusznie zauważono, w puszczy były wsie. Znaczy ludzie cały czas wykorzystywali gospodarczo puszczę.

Działania wojenne dotarły do Puszczy Białowieskiej w październiku (listopadzie) 1812 roku. W dniu 29 października (10 listopada) przez Białowieżę przeszły połączone wojska rosyjskie Tormasowa i admirała Pawła W. Cziczagowa. W tym samym czasie przez Puszczę przedzierał się z południa na północ korpus piechoty gen. Fabiana W. Osten-Sackena. W dniu 30 października (11 listopada) wojska Tormasowa i Cziczagowa dotarły do wsi Rudnia. Wychodząc z Puszczy obok wsi Wielkie Hrynki, oddział przedni pod dowództwem Aleksieja P. Milissino natknął się na korpus dowodzony przez gen. Reyniera. Nie mając wsparcia, Milissino wycofał się do Rudni, gdzie połączył się z siłami Osten-Sackena. Następnego dnia oddział przedni Milissino ponownie wyruszył w kierunku wsi Wielkie Hrynki, główne zaś siły wyszły z Puszczy Białowieskiej w pobliżu wsi Berniki i Studzieniki. Gen. Osten-Sacken zaatakował korpus Reyniera, ale po pojawieniu się sił Schwarzenberga, odstąpił do Puszczy Białowieskiej przez Puszczę Świsłocką. Osten-Sacken dotarł do Rudni i tu zakończył pogoń, następnie udał się do Białowieży.
  W dniu 7 (19) listopada Osten-Sacken, przewidując manewr Schwarzenberga odcinający mu marsz na Brześć i dalej na Wołyń, wysłał rankiem dwa pułki kawalerii na Szereszów w celach wywiadowczych. Wieczorem tegoż dnia podążył na południe, by zająć stanowisko na obrzeżu Puszczy. W dniu 9 (21) listopada Osten-Sacken zgromadził wszystkie swoje siły w Szereszewie, ale do boju nie doszło. Widząc podwójne siły wroga, odstąpił na Brześć, a stąd na Polesie.
  W dniu 16 (28) listopada korpus Schwarzenberga wyruszył na Słonim. Odtąd wojsko w Puszczy Białowieskiej nie pojawiało się już do końca wojny.”

Co by nie mówić, to  w listopadzie żołnierze potrzebowali sporo drewna na opał. Inaczej by zamarzli. Czyli wycinka puszczy szła pełną parą.
To tylko Kampania Napoleońska, a po niej była jeszcze pierwsza i druga wojna światowa.
Ale to nie wszystko. Ostatnie badania lidarami pokazały, że Puszcza Białowieska byławykorzystywana gospodarczo od setek, jeśli nie od tysięcy lat:

„Obiekty liniowe zostały częściowo zweryfikowane badaniami wykopaliskowymi (sondażami), co m.in. doprowadziło do rozpoznania konstrukcji kamienno-ziemnych o szerokości ok. 2 m. Zdaniem naukowców są to struktury antropogeniczne, które najprawdopodobniej mogą być pozostałościami po dawnych, dotąd nieznanych układach pól (granice, miedze itp.), co pod względem kształtu czy długości znajduje analogie w literaturze przedmiotu. Konstrukcje w kilku miejscach znajdują się pod nowożytnymi kopcami i kurhanami datowanymi na wczesne średniowiecze, co może świadczyć o ich starszej metryce/chronologii. Obiekty w ramach poszczególnych skupisk występują na powierzchni nawet kilkunastu oddziałów leśnych, zazwyczaj na terenach wyniesionych. Zdaniem naukowców to prawdopodobnie część tego typu struktur na terenie całej Puszczy Białowieskiej, w szczególności tych, które do dzisiaj zachowały widoczną formę (liniowe wyniesienie) w danych lidarowych. Ich weryfikacja pod względem dokładniejszej chronologii i funkcji wymaga dalszych badań. ”

Może się okazać, że Puszcza Białowieska, podobnie jak Amazonia, jest pewnego rodzaju zdziczałym ogrodem. Jak wiemy ludzie o haplogrupie R1a1 mieszkali na terenie Polski od ostatniego zlodowacenia i wykorzystywali las i kształtowali go dostosowując do swoich potrzeb. Być może właśnie świerki były im do czegoś szczególnie potrzebne, a że w tym rejonie dobrze rosły, to właśnie je tutaj sadzono od tysięcy lat.  Ludy te zajmowały się np. bartnictwem, a spadź iglasta jest znakomitympożytkiem dla pszczół. Ze świerków pozyskiwano z niego żywicę wykorzystywaną do różnych celów, obecnie być może zapomnianych. Wikipedia podaje takie przykłady zastosowań żywicy:

„Żywice w zależności od rodzaju znajdują bardzo różnorodne zastosowanie. Niektóre wykorzystywane są w farmakologii jako lekarstwa lub składniki do produkcji lekarstw, z niektórych produkuje się naturalną kalafonięszelak i terpentynę (stosowane m.in. do wyrobu farb i lakierów). W Chinach już 3 tysiące lat temu z żywic wytwarzano lak. Poza tym żywice to surowiec do produkcji izolacji podwodnych przewodów elektrycznych, narkotyków, kosmetyków, tworzyw sztucznych i wielu innych produktów.Na Syberii żywicę tamtejszych gatunków modrzewia (syberyjskiego i dahurskiego) pozyskuje się w celu żucia (сера байкальская, жевательная смолка) i według producentów ma ona własności oczyszczające i dezynfekujące jamę ustną.”

Świerk pospolity ma wiele zastosowań medycznych:

„Świerk zawiera witaminę C, prowitaminę A, a także flawonoidy, seskwiterpeny, glikozydy fenolowe, fenylokwasy, antocyjany, kwas bursztynowy, kwas szikimowy, jabłkowy, fumarowy, alkohole cukrowe, cukry, fito steryny.
Odwar z igliwia drzewa stanowi bogatą zawartość witaminy C wraz z flawonoidami, dzięki czemu działa wykrztuśnie osuszająco na drogi oddechowe, a także rozkurczowo na mięsnie gładkie tchawicy i oskrzeli. Świerk pospolity ma działanie mukolityczne i działa pobudzająco na soki trawienne wydzielane z organizmu oraz przeciwzapalnie na błonę śluzową układu pokarmowego.
Jest niepotny i moczopędny. Odwar jest stosowany w nieżycie układu oddechowego, a zwłaszcza w sytuacji gdy występuje flegma. Pomaga oczyszczać drogi oddechowe oraz usuwać ropna wydzielinę. Dzięki niemu lepiej się oddycha. Świerk hamuje rozwój bakterii i grzybów oraz pobudza diurezę.
Olejek ze świerku jest żółciopędny oraz pobudza wydzielanie soku żołądkowego, a także działa moczopędnie i przyspiesza wentylację płuc. Olejek można brać doustnie, dzięki czemu pomaga w oczyszczaniu zatok oraz usuwaniu ropy z nosa i gardła.
Pobudza uwalnianie żółci, a nawet wypędza skutecznie pasożyty z dróg żółciowych i jelit. Świerk pospolity pod postacią olejku jest idealny do nacierania przy bólach nerwowych, bólach mięśni i stawów, a także przynosi pozytywne efekty podczas reumatyzmu.
Jeżeli wcieramy go w kończyny dolne i plecy, mamy gwarancję pobudzenia krążenia krwi oraz limfy.  Warto użyć olejku przy inhalacji podczas kataru, a także zapaleniu zatok, grypie i przeziębieniu. Olejek z picea excelsa jest idealny do zażywania doustnego z dodatkiem miodu, mleka.
Jest skuteczny przy osuszaniu oskrzeli, dlatego od dawna polecany był przy chorobach płuc, ropnych zapaleniach oraz zgorzeli. Syrop świerkowy warto zażywać łyżkami przy przeziębieniu i grypie jako naturalne lekarstwo. Zażywa się go kilka razy dziennie. Jest prostu w wykonaniu.”

Do czego jeszcze mógł służyć świerk dawnym Słowianom Bóg raczy wiedzieć, ale być może Puszcza Białowieska wcale nie jest prastarą dziczą, ale częściowo zdziczałym ogrodem starożytnych Słowian.


Nawałnice i obozy harcerskie

0
0

Kończą się wakacje i kończy się ładna pogoda. Synoptycy (ci od pogody, nie od Ewangelii) ostrzegają:

„Długo ciepłą i słoneczną aurą się nie nacieszymy, bo od zachodu nad Polskę wkracza front atmosferyczny, a wraz z nim ulewne deszcze, burze i duże ochłodzenie, nawet o 15 stopni z dnia na dzień.”

Czytając prognozę pogody przypomina mi się niedawny dramat na obozie Związku Harcerstwa Rzeczpospolitej (ZHR) w Suszku:

„Wśród ofiar tragedii znalazły się dwie harcerki, które razem z obozem stacjonowały w Suszku w Borach Tucholskich. W nocy przeszła tamtędy trąba powietrzna, która wyrywała drzewa, łamała konary, zrywała dachy i linie energetyczne. 150-osobowa grupa obozowiczów została na kilka godzin odcięta od świata. Niestety, doszło do tragedii, w wyniku przygniecenia przez powalone drzewa zmarły dziewczynki w wieku 12 i 13 lat. Kolejnych 37 harcerzy jest rannych. Świadkowie twierdzą, że w obliczu żywiołu opiekunowie robili wszystko, co w ich mocy, żeby zapewnić bezpieczeństwo tak licznej grupie.
Pierwszy rozkaz jaki usłyszeliśmy, to chować się pod prycze w swoich namiotach. Później, kiedy zaczęły się łamać drzewa, kazano nam biec do głównego namiotu – opowiedział Faktowi jeden z harcerzy. W pewnym momencie drużynowy krzyknął, żebyśmy pobiegli do jeziora, bo tylko tam nie było drzew. Rzuciliśmy się w stronę jeziora. Biegliśmy, a konary spadały centymetry od naszych głów. Kiedy dobiegliśmy do jeziora na główny namiot spadły dwa drzewa. Decyzja drużynowego uratowała nam życie. Gdybyśmy zostali w namiocie ofiar na pewno byłoby więcej. Dziewczynki, które zginęły prawdopodobnie spanikowały. Jedna pozostała pod pryczą w swoim namiocie, a druga odłączyła się od grupy i gdzieś pobiegła. Obie zginęły pod drzewami.”

Inna relacja mówi:

​”Pierwszy rozkaz jaki usłyszeliśmy, to chować się pod prycze w swoich namiotach. Później, kiedy zaczęły się łamać drzewa, kazano nam biec do głównego namiotu – opowiedział Faktowi jeden z harcerzy. W pewnym momencie drużynowy krzyknął, żebyśmy pobiegli do jeziora, bo tylko tam nie było drzew. Rzuciliśmy się w stronę jeziora. Biegliśmy, a konary spadały centymetry od naszych głów. Kiedy dobiegliśmy do jeziora na główny namiot spadły dwa drzewa. Decyzja drużynowego uratowała nam życie. Gdybyśmy zostali w namiocie ofiar na pewno byłoby więcej. Dziewczynki, które zginęły prawdopodobnie spanikowały. Jedna pozostała pod pryczą w swoim namiocie, a druga odłączyła się od grupy i gdzieś pobiegła. Obie zginęły pod drzewami.”

W telewizji coś słyszałem, że harcerze odnieśli obrażenia, bo półki w namiotach na nich spadały.
No ładnie, 39 ofiar w tym dwie śmiertelne. Jak łatwo policzyć to 26% strat. Jest to oczywiście tragedia dla harcerzy i ich rodzin, ale również świadczy o głupocie kadry.
Wikipedii przeczytałem, że ZHR :

„Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej odwołuje się do tradycji ideowej skautingu i polskiego harcerstwa, chce kontynuować zasady programowe, metodyczne i organizacyjne Związku Harcerstwa Polskiego lat 19181939 oraz twórczo rozwijać dorobek niezależnych środowisk harcerskich działających po 1945 w ZHP i poza nim. ZHR używa tradycyjnego hymnuodznak i symboliki harcerskiej. Lilijka harcerska będąca symbolem ZHR (tradycyjna lilijka przepasana w węźle biało-czerwoną szarfą) została zaprojektowana w 1989 przez hm.  Małgorzatę Wojtkiewicz z Sopotu.Związek wychowuje w oparciu o wartości chrześcijańskie. Jest organizacją otwartą dla wszystkich osób poszukujących wiary, których postawa osobista jest inspirowana Prawem i Przyrzeczeniem harcerskim, przy czym instruktorki i instruktorzy są chrześcijanami.”

ZHR kładzie nacisk na wartości chrześcijańskie, ale niekoniecznie katolickie, o czym może świadczyć wypowiedź szefa ZHR po tragedii w której wyróżnia się się koncepcja predestynacji :

​”Nie potrafimy też zrozumieć jaki Boży Plan przewidział takie wydarzenie, ale pokładamy w Bogu nadzieję i ufamy, że mamy w Nim oparcie i znajdziemy u Niego tak potrzebne dziś pocieszenie” – napisał w rozkazie specjalnym harcmistrz Grzegorz Nowik.
Czy oznacza to, że Bóg chciał śmierci dzieci? – Życie i świat jest wielką księgą, do której treści nie mamy dostępu. Są sytuacje, których nie możemy przewidzieć – stwierdził Nowik w odpowiedzi na pytanie dziennikarzy Wirtualnej Polski.”

​Co prawda idea predestynacji, czyli koncepcja religijną, według której losy człowieka (jego zbawienie lub potępienie) są z góry określone przez wolę Boga, została przedstawiona przez jednego z ojców Kościoła – Aureliuszu Augustyna  z Hippony, ale twórczo została rozwinięta przez protestantów. Czyli ZHR jest chrześcijański, lecz niekoniecznie musi być katolicki.

„pokładamy w Bogu nadzieję i ufamy, że mamy w Nim oparcie”

Pokładać ufność w Bogu może sobie kardynał Dziwisz, który jest kumplem św. Jana Pawła II, który ma dobre układy w niebie.  Poza tym kardynał Dziwisz, według słów vlogera Kękusia, ksywka „doktor”, jest masonem 33 stopnia i zna różne masońskie sztuczki.  Więć kardynał mógł powiedzieć przed Światowymi Dniami Młodzieży:

„Kardynał Dziwisz odpowiadając na słowa premier Beaty Szydło zapewnił, że młodzież się nie lęka. Mówił, że bezpieczeństwo jest zapewnione nie tylko przez ludzi, którzy są za nie odpowiedzialni, ale też ze strony Opatrzności Bożej. – Jeśli Jan Paweł II chciał Światowe Dni Młodzieży i je rozpoczął, to teraz niech czuwa – mówił metropolita krakowski.”

Obawiam się, że pan Nowik nie ma takich możliwości.
Więc co harcerze z ZHR powinni robić?
Jeśli faktycznie są spadkobiercami przedwojennego harcerstwa, to jeśli mnie pamięć nie myli, tamto harcerstwo było jakby kuźnią kadr dla wojska polskiego. Wyobraźmy sobie, że żołnierze w tak głupi sposób rozkładają obóz. Wtedy wróg z łatwością może unieszkodliwić cały oddział ścinając drzewa, które spadając na namioty poprzewracają półki znajdujące się wewnątrz i przygniotą żołnierzy. Zdaje się, że sztuka zakładania obozów wojskowych znana jest od co najmniej 10 tysięcy lat. Sam byłem na obozie harcerskim w latach komuny, gdzieś w roku 1981. Obóz położony był w lesie i nad jeziorem. Namioty mieszkalne były tak rozłożone, że żadne drzewo nie mogło spaść na nie. Półki nie mogły nas przygnieść, bo w namiotach, gdzie spaliśmy, nie było żadnych półek. Łóżka były tak rozłożone, że w razie alarmu nocnego nie wpadaliśmy po ciemku na siebie. Oczywiście to było to złe, komunistyczne harcerstwo.

Ostatnio, podczas robienia porządków, wpadła mi w ręce książka Stefana Sosnowskiego, wydana za czasów obmierzłej komuny w 1986 roku pod tytułem „Vademecum młodego turysty”. I tam na stronie 64 możemy przeczytać:

„- Namiotów nie należy rozstawiać pod drzewami. Zapobiega się w ten sposób (w razie deszczu) uderzeniom mokrych gałęzi, skapywaniu z nich na płachtę namiotową wody, a także zapewnia się większe bezpieczeństwo w czasie burzy (piorun może uderzyć w wysokie drzewo). Prócz tego namiot usytuowany na wolnej przestrzeni szybciej schnie.”

Proszę bardzo, tajemne informacje ukryte przed oczami i uszami kadry ZHR były podawane do publicznej wiadomości za czasów komuny.  Szefowie ZHR powinni wiedzieć, że w Polsce, od czasu do czasu,  mają miejsce huragany, zwane u nas orkanami, wyrywające drzewa z korzeniami i należy je brać pod uwagę przy wybieraniu miejsca na obóz:

„Orkany w Polsce – orkany, czyli wiatry, których prędkość przekracza 33 m/s (siła wiatru oznaczonego na skali Beuforta jako huragan, lecz orkan jest wiatrem o nieco innej strukturze), dawniej występowały w Polsce sporadycznie lub były zjawiskiem w ogóle nienotowanym. Orkany powodują bardzo duże zniszczenia (pozrywane dachy domów, powalone drzewa, zerwane linie energetyczne). Orkany są skutkiem dużej różnicy temperatur, powodującej ogromne różnice ciśnienia, między Oceanem Atlantyckim i Eurazją.”

Moim zdaniem trzeba pokładać ufność w Bogu, ale nie należy go wkurzać i prowokować swoją głupotą.

Porwanie dziecka, cuda polskiego sądownictwa i konstytucja w logice wielowartościowej

0
0

„Dziecko przyszło na świat przed zakończeniem 37 tygodnia ciąży, czyli było wcześniakiem” – podkreślił w komunikacie Witold Jajszczok. Wyjaśnił, że rodzice niemowlęcia od chwili porodu nie wyrażali, w tym również na piśmie, zgody na podejmowanie przez personel medyczny podstawowych czynności medycznych. 
Jajszczok powiedział, że rodzice sprzeciwiali się przeprowadzeniu takich czynności, jak między innymi „osuszeniu dziecka, ogrzaniu pod napromiennikiem ciepła, wytarciu z mazi płodowej, kąpieli dziecka w oddziale, podaniu witaminy K domięśniowo lub doustnie, szczepieniom ochronnym, ewentualnemu dokarmianiu dziecka, gdyby tego wymagało, wykonaniu badań przesiewowych, profilaktyce zakażenia przedniego odcinka oka (inaczej zabieg Credego)”. W zaistniałej sytuacji „w dniu porodu szpital skierował wniosek do Sądu Rejonowego w Białogardzie (III Wydział Rodzinny i Nieletnich) z prośbą o wyrażenie przez sąd zgody na przeprowadzenie tych czynności z uzasadnieniem, że większość z tych zaniechań może rzutować na możliwość pogorszenia stanu zdrowia dziecka, w tym możliwość zgonu. Sąd niezwłocznie przysłał do szpitala kuratora, który zebrał wywiad z rodzicami i personelem” – poinformował w komunikacie Centrum Dializa. Rzecznik podał, że w piątek o godzinie 8 rano na terenie białogardzkiego szpitala została przeprowadzona rozprawa sądowa. – Sąd orzekł o częściowym ograniczeniu sprawowania władzy rodzicielskiej w zakresie udzielanych świadczeń medycznych, powołał też adwokata, któremu takie prawa zostały nadane – wyjaśnił Jajszczok.”

Co za zdumiewająca szybkość działania sądu. W jeden dzień rodzice odmawiają szczepienia dziecka, a już na drugi dzień rano są częściowo pozbawieni praw rodzicielskich. W innych sprawach sądy już nie są takie szybkie. Nie będę tu rozpisywał się o wielkich aferach, czy jakiś mrocznych morderstwach ludzi ze świecznika. Weźmy inną prostą sprawę. W Sylwestra Tunezyjczyk zaszlachtował nożem Polaka pod kebabem w Ełku. Już drugiego stycznia tego roku „Fakt” informował, że Tunezyjczyk przyznał się do winy:

„– Sprawca przyznał, że dogonili ofiarę i tam wywiązała się szamotanina – wyjaśnia prokurator Wojciech Piktel. – Po odebraniu butelek z napojami, kucharz trzema ciosami zabił 21-latka – dodaje śledczy.”

Obecnie mamy drugą połowę września, a wiadomość o wyroku na Tunezyjczyku jeszcze do mnie nie dotarła. A sprawa wydaje się oczywista. W tym przypadku sąd jest jakiś opieszały. Mniej oczywista jest sprawa ograniczenia praw rodzicielskich, a decyzja została podjęta błyskawicznie. Cuda jakieś. Z jakiś tajemniczych powodów dziecko musi być zaszczepione,  a w jednym z moich poprzednich wpisów podałem przykład potwierdzający, że w Polsce nie ma przymusu szczepień:

„Wojewódzki Sąd Administracyjny w Poznaniu wydał wyrok, w którym stwierdza brak podstaw prawnych do wydania decyzji o obowiązku poddawania dzieci szczepieniom.”

Aby zgodnie z konstytucją zaszczepić dziecko sąd musiał wydać wyrok ograniczający prawa rodzicielskie, bo artykuł 48  punkt 1 mówi:

„Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania.”

Ale już w punkcie drugim tego artykułu czytamy:

„Ograniczenie lub pozbawienie praw rodzicielskich może nastąpić tylko w przypadkach określonych w ustawie i tylko na podstawie prawomocnego orzeczenia sądu.”

Nie wiem jaką ustawą kierowali się sędziowie z Białogardu, ale coś pewnie znaleźli. Tyle ustaw, że coś się zawsze znajdzie.
Powracając do konstytucji, to już jakiś czas temu pisałem, że biorąc pod uwagę logikę dwuwartościową nasza konstytucja w rozdziale II: WOLNOŚCI, PRAWA I OBOWIĄZKI CZŁOWIEKA I OBYWATELA jest pełna sprzeczności.  Jest tak sformułowana, że pierwszy punkt artykułu nadaje jakieś prawo obywatelowi, a zaraz następny odbiera je. Oczywiście w szczególnym przypadku. Czyli oba punkty są swoimi zaprzeczeniami. Zgodnie z prawem wyłączonego środka oba punkty nie mogą być prawdziwe. Któryś musi być fałszywy. Aby cały artykuł był prawdziwy oba jego punkty muszą być równocześnie prawdziwe. Jeśli prawdzie przypiszemy wartość logiczną 1, a fałszowi 0, to iloczyn logiczny punktów artykułu (oba punkty muszą być równocześnie spełnione) ma logiczną wartość 0, czyli jest fałszem. W świetle logiki dwuwartościowej nasza konstytucja jest fałszem. Ale biorąc pod uwagę logikę trójwartościową w której mamy prawdę 1, półprawdę 1/2, i fałsz 0, to zaprzeczeniem półprawdy jest półprawda. Iloczyn logiczny półprawdy (1/2) z półprawdą (1/2) jest 1/2 czyli półprawdą. Czyli cały artykuł konstytucji jest półprawdą. Wniosek: rozdział II o wolnościach obywatelskich składa się z półprawd. Albo półfałszów, jak kto woli.
A powracając do brawurowego porwania własnego dziecka przez rodziców ze szpitala zastanawiające jest co zmusiło sędziów do tak błyskawicznego działania, kiedy w przypadku sprawy ewidentnej, czyli morderstwa z przyznaniem się sprawcy do winy, wcale nie kwapią się z wydaniem wyroku. Może to inny skład sędziowski. Takiej hipotezy nie należy odrzucić. Innym powodem może być to, że ci rodzice nic nie zrobią sędziom, a Tunezyjczyk, gdy dostanie dożywocie i wyjdzie na przepustkę z więzienia, to może poszatkować cały skład sędziowski, który go skazał. I tak wyższego wyroku niż dożywocie już nie dostanie, więc co sobie będzie żałował.  Ale wydaje mi się, że tu o co innego chodzi. Gdyby rodzicom się udało i nie zaszczepiliby dziecka, to daliby demoralizujący przykład innym rodzicom, którzy również mogliby się zbuntować. A to już mogłoby być trudne do przełknięcia dla koncernów farmaceutycznych, które produkują szczepionki. A może w przymusowych szczepieniach nie o zyski chodzi. Znaczy nie tylko o zyski chodzi. Ludzie, którzy są już tak bogaci, że mogą sobie praktycznie kupić wszystko na świecie przestają patrzyć pod kątem zysków. Zaczynają mieć jakieś inne cele, których ja nie jestem w stanie sobie wyobrazić, bo nigdy nie byłem w sytuacji takiego bogacza i nie zapowiada się to w najbliższym tysiącleciu. Mogę się tylko domyślać, ale moje domysły mogą się całkowicie rozmijać z prawdziwymi celami elity finansowej.
To, że aparat państwa tak błyskawicznie zadziałał, czyli lekarze od razu zawiadomili sąd, sąd podjął natychmiastową decyzję o ograniczeniu praw rodzicielskich, a rodzice po ucieczce z dzieckiem są bardziej intensywnie poszukiwani przez policję niż jacyś seryjni mordercy – zwyrodnialcy, czy terroryści – bombiarze świadczy, że wytyczne przyszły z góry. Ludzie są z natury leniwi i w normalnych warunkach lekarzom nie chciałoby się zawiadamiać sądów, a jeśliby zawiadomili, to pewnie z jakimś tygodniowym, co najmniej, poślizgiem. Sędziowie wydaliby decyzję najwcześniej po pół roku, a policja nawet by rodziców nie szukała, tylko po iluś tam miesiącach sprawę by umorzono ze względu na to, że nie dałoby się ustalić miejsca pobytu rodziców i dziecka. To, że dzieje się inaczej i trzy niezależne instytucje: szpital, sąd i policja podjęły natychmiastowe, zdecydowane działania świadczy o tym, że polecenia przyszły z góry i są bezwzględnie egzekwowane, więc żadna z osób pracująca w tych instytucjach nie może sobie pozwolić na luzik i olewanie sprawy. Widać już, że żyjemy w państwie faszystowskim. Zastanawiam się czy tajemnicze rozporządzenia stawiające na równe nogi całą administrację i służby nie ma związku z dziwnymi stypendiami wpływowych ludzi w Polsce, o których już kiedyś pisałem.   Wygląda na to, że ośrodek władzy w Polsce leży poza Polską, bo szczerze wątpię, żeby polskich posłów, czy rząd cokolwiek obchodziło, czy polskie dzieci są szczepione czy nie. Moje przypuszczenie potwierdza odpowiedź //www.youtube.com/watch?v=c9OtJ6fiZpg

target=”_blank”>posła Kukiza na zgłoszenie mu przez Pawła Bednarza podejrzenia o handel polskimi dziećmi:

„Czy może się pan w końcu ode mnie odpier…”.

Czyli tak poważna sprawa została zupełnie zignorowana przez posła.
Muszę uczciwie przyznać, że co prawda poseł Kukiz zlekceważył pana Bednarza, to już poseł //www.youtube.com/watch?v=7oQ579BFpRk

target=”_blank”>Liroy wysłuchał go i interweniował w sprawie zagranicznych adopcji polskich dzieci, co skutkowało tym, że rząd zadecydował o ograniczeniu tych adopcji. Ale to jest wyjątkowa sytuacja.
A teraz innej beczki. Ciekawe, że gdy pani Alicja Tysiąc chciała zabić swoją córkę, a nie mogła, to kibicowały jej wszystkie media, w nagrodę została nawet radną Warszawy z ramienia SLD, a Europejski Trybunał Praw Człowieka nakazał wypłatę Polsce 25 000 euro zadośćuczynienia dla pani Alicji.
A gdy rodzice, według swojego przekonania, chcą ochronić swoje dziecko, to są ścigani jak najgorsi przestępcy.
Zdaje się, że to potwierdza słowa //www.youtube.com/watch?v=faxh7U-LBeQ

target=”_blank”>Rolanda Bernarda – holenderskiego bankiera, który mówił, że od 8000 do 8500 ludzi, którzy się znają między sobą, rządzi tym światem. Mają tam jakieś swoje cele i nic ich nie obchodzą zwykli ludzie.

Znowu nieudany koniec świata, czy może już jest po końcu świata?

0
0

koniecswiata

W sobotę miał nastąpić koniec świata, a tu jak w polskim filmie, nic się nie działo.  Ci co wzięli kredyty i wydali je na głupoty licząc na koniec świata srogo się zawiedli. Teraz będą musieli je spłacać.  Ale do końców świata można się przyzwyczaić. Miał być w roku 2012, 2000 itp. Mistrzami świata w końcach świata są Świadkowie Jehowy. Końce świata przewidywali na rok 1874, 1914, 1918, 1925, 1945, 1972, 1975, 1984/1994, 2000 i przewidują na 2034. Można by się uśmiechać z politowaniem, ale mnie zaniepokoiło co innego. Czy aby już nie jesteśmy po końcu świata, tylko tego nie zauważyliśmy?  W książce „Tamten świat” Andrzej Tokarczyk, za księdzem Ziółkowskim, tak opisuje tamten świat, a konkretnie piekło:

„Potępieni są „już na zawsze wykluczeni od udziału w szczęściu niebieskim; Boga, który jest źródłem nadprzyrodzonego szczęścia błogosławionych w niebie, nigdy oglądać nie będą.”
„Wielką karą dla potępieńców jest również towarzystwo szatanów i dusz potępionych.”
„Wszyscy cierpią potworne męki, złorzeczą i rozpaczają (…). Straszne więc i nieznośne musi być ciągłe obcowanie z potępionymi (…)”.

Obudziłem się w sobotę rano i uświadomiłem sobie, że w życiu Boga nie widziałem.  Nie miałem styczności z Jezusem. Co najwyżej z ZUSem, ale ZUS jest raczej diabelskim tworem. Zupełnie jakbym był „wykluczony od udziału w szczęściu niebieskim”. Mało tego, wyszedłem na ulicę, a tu twarze ponure, cierpiące, „wszyscy cierpią potworne męki, złorzeczą i rozpaczają”. Przechodząc obok witryny sklepowej zobaczyłem swoje odbicie w szybie. Wyglądałem dokładnie jak inni, ponury, jakby cierpiący potworne męki.  Myślę sobie „No ładnie, Boga nie widziałem, wokół sami potępieńcy, ja też wyglądam jak potępiony. Ani chybi jestem w piekle. Ale co z szatanami?” Uszedłem parę kroków,  tu widzę szyld sklepu „Lewiatan”. W biznesie nazwy firm, czy organizacji nie są przypadkowe. Wyobraźmy sobie, że nazwałem swoją firmę „Głupi Jacuś”. Obawiam się, że nie miałbym zbyt wielu kontrahentów i klientów.  A więc każda nazwa w biznesie musi być dobrze przemyślana, żeby się źle nie kojarzyła. Nazwy firm często gęsto pochodzą od nazw założycieli: DuPont, Swarovski czy Honda.  A tu mamy Lewiatana. Według powyżej cytowanej książki Andrzeja Tokarczyka Lewiatan to jeden z książąt serafinów, który z Belzebubem i Lucyferem podnieśli bunt przeciw Bogu. Lewiatan ma przewodzić wszystkim oszustom na świecie. Już wiem dlaczego  organizacja, reprezentująca interesy polskich przedsiębiorców prywatnych nazywa się Lewiatan. Jak lata temu widziałem reprezentantów tej organizacji w telewizji, to byli dla mnie tak wiarygodni, że gdyby któryś z nich powiedział mi, że właśnie słońce świeci, to wyglądnąłbym  przez okno sprawdzić czy aby faktycznie świeci. Patron, jak widać, nie jest przypadkowy. Na swojej stronie internetowej piszą: „Dołącz do nas”. W życiu nie przystąpiłbym do takiej organizacji. Swojej firmy, czy stowarzyszenia nie nazwałbym ani Lewiatan, ani Lucyfer, Belzebub, Belberith czy nawet Zagan. A przyznam się w tajemnicy, że z Zaganem miałem styczność jako młodzieniec. Gwoli ścisłości z jakimś bytem, który przedstawił mi się jako Zagan. Nie wiedziałem wtedy kto to jest. Eksperymentowałem z czymś podobnym do tabliczki łija (Ouija). Odpowiedzi tego bytu na wszystkie moje pytania były prawdą. Nawet dowiadywałem się u niego jakie pytania dostanę na egzaminach, gdy miałem listę zagadnień i zawsze dostawałem prawdziwe odpowiedzi. Dokładnie te pytania, które wskazał, dostawałem na egzaminach. Domyślam się, że po przeczytaniu tego zdania studenci w czasie sesji będą zawracać głowę Zaganowi. Będzie miał biedak dużo roboty w tym okresie. Moje kontakty z nim nie trwały długo, bo podczas oglądania jakiegoś horroru,  wymieniano byty demoniczne i usłyszałem imię Zagan. Tak się spietrałem, że od razu skończyłem zabawy z łija. Mimo, że Zagan nigdy mnie nie oszukał wolałem już się z nim nie kontaktować.
Powracając do mojego sobotniego spaceru. Boga nie widziałem, wokół sami potępieńcy. Co prawda nie miałem bezpośredniego kontaktu z szatanem, ale jakiś diabeł obnosił się z siecią swoich sklepów. Ani chybi byłem w piekle. Ale to było piekło chrześcijańskie. Czy zaświaty po końcu świata wyglądają jak piekło chrześcijańskie? W każdym razie te zaświaty w których ja się znalazłem. Chyba nie do końca, bo przez chwilę miałem namiastkę muzułmańskiego raju, który opisałem we wpisie „Raj muzułmański i hurysy„.  Spotkałem znajomą, którą z dużym wysiłkiem można podciągnąć pod hurysę. Nie wiem czy „ciało jej było tak delikatne, że przeświecał przez nie szpik jej kości”, bo była ubrana, a „pot miał zapach piżma”, bo była wyperfumowana. Ale była coś w złym humorze i mój opis hurys pasował do niej jak ulał:

„Może się okazać, że będą to kłótliwe baby prowokujące stale awantury, a w przerwach strzelające fochy.”

Tak właśnie z nią było. Wydarła się na mnie, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że świat jednak przestał istnieć. Nie wiem czy w ostatnią sobotę, czy w grudniu 2012 roku, czy jeszcze wcześniej. Fakt pozostawał faktem, odkryłem, że jestem już w zaświatach.

Jak zostać masonem?

0
0

 

blogJakZostacMasonem

Pokazuje, że w zasadzie masoni stworzyli i nadal kreują naszą obecną rzeczywistość. Ale nie ogranicza się do czasów nowożytnych. Również w starożytności dopatruje się manipulacji organizacji protomasońskiej czyli Orfizmu pod wodzą Pitagorasa i Platona.
Z książki wynika, że masoni są wszechmocni, że są panami, a reszta społeczeństwa ma być dla nich niewolnikami do roboty. Roboty nie lubię, więc sobie pomyślałem, żeby tak  się do tych masonów przyłączyć. Dawniej myślałem, że aby wstąpić do masonerii należy spełniać jakieś niezwykłe warunki, że człowiek musi zostać dostrzeżony i wprowadzony przez jakiegoś masona. Ale w dobie internetu postanowiłem sprawdzić jak to się do masonerii wstępuje. I co odkryłem? Otworzyłem stronę wolnomularstwo.pl i czytam:

„Proces przystępowania do masonerii

Przesłanie na adres którejś z organizacji masońskich:
-listu motywacyjnego z uzasadnieniem wyboru danej obediencji
–curriculum vitae – w którym szczególną uwagę zwraca się na dokonania na rzecz wartości uznawanych przez masonerię za fundamentalne.”

Lóż masońskich w Polsce jest kilkadziesiąt jeśli nie kilkaset. Sama Wielka Loża Narodowa Polski (WLNP) składa się z:

Loża Matka „Kopernik” – Warszawa
„Walerian Łukasiński” – Warszawa
„Przesąd Zwyciężony” – Kraków
„La France” (fr.) – Warszawa
„Świątynia Hymnu Jedności” – Poznań
„Eugenia Pod Ukoronowanym Lwem” – Gdańsk
„Pod Szczęśliwą Gwiazdą” – Warszawa
“Ivan Łuckiewicz” – Warszawa
“Silesia” – Katowice
“Wolność Odzyskana” – Lublin
“Emil Drach” – Katowice
“PI” – Warszawa

Widać jest ich trochę. Jeśli w Polsce jest takie mnóstwo lóż masońskich, to na świecie są ich dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy. Wobec takiej obfitości lóż jak masoni rządzą światem? Jak się dogadują? Może loże tworzą jakieś większe zrzeszenia lóż, a te zrzeszenia jeszcze większe zrzeszenia i każde zrzeszenie wybiera swojego mistrza i w końcu jest jedno światowe zrzeszenie lóż masońskich i mistrz wszystkich mistrzów, jak szef wszystkich szefów Krzysztof Jarzyna ze Szczecina z filmu „//www.youtube.com/watch?v=Yk2stLdEeZ8

target=”_blank”>Poranek kojota„. Ale bardziej prawdopodobne jest, że te wszystkie loże masońskie, to zbiorowiska jakiś starych nudziarzy, którzy spotykają się, odprawiają jakieś nieszkodliwe rytuały, pogadają sobie i rozchodzą się do domów. Coś na kształt polskiego rządu emigracyjnego w Londynie. Mniej więcej tak działał. Co nieco wiem na ten temat, bo mój daleki krewny był ministrem tego rządu.

Powracając do członkostwa w lożach masońskich, sprawdzam na chybił trafił organizację masońską i na stronie loży Galileusz podlegającej Wielkiemu Wschodowi Polski mogę przeczytać:

„wymagane jest zgłoszenie swojej kandydatury na wskazany na stronie kontaktów e-mail: rekrutacja@loza-galileusz.pl.”

No proszę, jak podanie o pracę w firmie.  Wielkie mi tam mecyje. Inne loże podobnie postępują.
A jakie warunki powinien spełniać kandydat?
Np. loża Nadzieja wymaga:
kandydat ma

„być dyskretnym i zdolnym do zachowania tajemnicy”

I przepadło. Nie mogę zostać członkiem loży Nadzieja. Uwielbiam plotkować, wszystkim rozgaduję wszystko co usłyszę i zobaczę na lewo i prawo i niekoniecznie to, co chcą słuchać. Prawdopodobnie z tego powodu nie zostałem za komuny tajnym współpracownikiem. Koledzy byli, a ja nie. Nie dlatego, żebym miał taki kręgosłup moralny. Nic z tych rzeczy. Chętnie bym podonosił na kolegów. Nie zostałem TW dlatego, że nikt nie chciał słuchać moich rewelacji, które na siłę chciałem wcisnąć. Poza tym od razu rozpowiedziałbym kto jest moim oficerem prowadzącym i co mu przekazałem.
Powracając do loży Nadzieja, to może bracia masoni przełknęliby jakoś moje gadulstwo, bo i tak nikt by mnie nie chciał słuchać, więc żadnej tajemnicy bym nie zdradził, ale z pewnością następnego punktu by mi nie darowali:

„mieć zapewniony stabilny byt materialny (na poziomie średnim)”

Co to znaczy dla nich poziom średni? Chyba nie marne 4221 zł brutto/mies. jak podaje GUS, nie wspominając już o medianie 2650 zł/mies brutto. Myślę, że dla nich średnia to co najmniej 10 000 zł/mies. A być może znacząco zaniżam.

Przejdźmy do innych lóż. Wspomniany już wcześniej Galileusz nie wymaga już dyskrecji, ale kandydat musi:

„mieć zapewniony byt materialny i unormowane życie osobiste”.

I znowu kasa. I znowu kicha z mojego członkostwa.
Wygląda na to, że głównym warunkiem przynależności do loży masońskiej jest płacenie składek. W sumie loże masońskie nie wyróżniają się tym spośród innych organizacji. Wszędzie jak już się zapłaci składki to jest w porządku. Bezpośrednio o tym pisze Wielka Narodowa Loża Polski w swojej konstytucji. W artykule 27 punkcie e znajdujemy:

„udział w świadczeniach materialnych, nakazem Loży macierzystej lub Wielkiej Loży Narodowej Polski określonych”

A artykuł 25 punkt 2 mówi:

” Loża, corocznie, na posiedzeniu odbytym na końcu roku masońskiego weryfikuje swój skład, wnioskując by Wielki Warsztat uśpił Braci, którzy nie brali czynnego udziału w pracach, lub nie opłacali składek.”

Ci już otwartym tekstem piszą, że niepłacenie składek jest jedną z największych zbrodni wobec loży.

Widać głównym celem loży jest zbieranie składek, a jakaś idea Wielkiego Architekta i tajemne rytuały, to takie drobne dodatki to tego.
Więc co może zrobić przeciętny gołodupiec, żeby stać się członkiem loży masońskiej?
Odpowiedź jest prosta. Powinien założyć swoją lożę masońską, ogłosić się wielkim mistrzem, szukać kandydatów przez internet i przede wszystkim zbierać składki. Skoro tyle lóż działa w Polsce, to widać, że założenie takiej loży nie jest trudne. Gorzej ze znalezieniem frajerów chcących płacić te składki.

Czy ze wzrostem temperatury podniesie się poziom oceanów?

0
0

 Portal „ziemianarozdrozu.pl” snuje takie wizje:

„Globalne ocieplanie się klimatu wpływa na podnoszenie się poziomu wody w morzach i oceanach. Przyczyną są tu dwa zjawiska: wzrost objętości wody wraz z podnoszeniem się temperatury oraz topnienie lodowców.
Na wzrost poziomu wody ma wpływ jedynie topnienie lądolodu znajdującego się na lądzie. Spływająca z nich woda podnosi poziom oceanów. Stopnienie się lodów Grenlandii spowodowałoby podniesienie się poziomu mórz i oceanów o 7 metrów, niestabilnych lodów Antarktydy Zachodniej o 5 m, a Antarktydy Wschodniej o 65 metrów”

Portal „bryk.pl” przewiduje:

„Prognozy zakładają, że jeśli tempo spalania paliw kopalnych utrzyma się, to w ciągu 40-45 lat może nastąpić nasycenie nim atmosfery, co spowodowałoby średni wzrost powierzchniowej temperatury Ziemi o ok. 1,5-4,5°C.”

Wygląda to katastrofalnie. Na szczęście z pomocą przychodzi Wikipedia informując nas o klimacie Grenlandii:

„Najsurowszy klimat panuje w środkowej części Grenlandii. Temperatura na tym obszarze w zasadzie nigdy nie przekracza 0 °C. Średnia temperatura powietrza w lutym wynosi tam −47 °C, zaś w lipcu −12 °C. Najniższa zanotowana na wyspie temperatura to −74 °C.”

i Antarktydzie:

„Najcieplejszym miesiącem jest styczeń z temperaturą minimalną −30 °C, natomiast najchłodniejszy jest sierpień, z temperaturami spadającymi do −70 °C.”

Każdy, nawet mało rozgarnięty człowiek wie, że woda topi się w temperaturze zero stopni Celsjusza, więc dramatu w najbliższych stu latach nie powinno być. Nawet jeśli ze wzrostem średniej światowej temperatury o 5 stopni na Antarktydzie średnia temperatura zwiększy się o 20 stopni, za to w Indonezji, w wyniku nowej cyrkulacji powietrza i wód oceanicznych, spadnie o 15 stopni, to i tak lód mający dużą pojemność cieplną (tylko połowę mniejszą od wody w stanie ciekłym) przetrzyma cieplejsze lato za wiele się nie topiąc. Oczywiście lody Antarktydy mogą stopić się nieoczekiwanie szybko, ale nie z powodu efektu cieplarnianego, tylko prawdopodobnych plam gorąca znajdujących się pod kontynentem i wulkanów:

„Naukowcy z Uniwersytetu w Edynburgu odkryli 91 nowych wulkanów. Znajdują się pod powierzchnią lodu. Najwyższy ma prawie  4 tys. metrów wysokości.
Wulkany są położone w zachodniej części Antarktydy. Rozciągają się na długości 3,5 tys. km – od Lodowca Szelfowego Rossa, aż do Półwyspu Antarktycznego. Różnią się wysokością. Niektóre mają po 100 m, a inne nawet 3850 m.”

​Ale i to może nie okazać się dramatem, bo na Kamczatce mamy wulkany i lodowce:

„Ogółem na półwyspie znajduje się ponad 160 wulkanów, z czego 28 jest aktywnych. Góry Kamczatki powstały w fałdowaniu alpejskim. W najwyższych partiach gór występują lodowce. Ich ogólna powierzchnia wynosi 860 km².”

Powróćmy do tytułowego pytania i zastanówmy się czy poziom oceanów będzie wzrastał, gdy temperatura atmosfery wzrośnie.
Na zdrowy rozum, to gdy woda na lądzie topnieje, to zgodnie z prawem grawitacji powinna się gdzieś zlać w dół. Czyli rozumowanie ekologów może być słuszne. Ale niekoniecznie do końca. Gdzie w pierwszej kolejności może spłynąć woda z roztopów? Oczywiście w rozpadliny uwolnione od lodu. Taka sama masa lodu, co wody ma ok. 10% większą objętość. Czyli rozpadliny wiecznej zmarzliny wypełnią się wodą i Antarktyda, Grenlandia, Syberia, czy północna Kanada zamienią się w bagna. Kwestią pozostaje ile tej wody tam się zmieści. Wody podziemne opisywane są w literaturze do 4 km w głąb. Czyli trochę wody może się zmieścić. Zwiększy się też parowanie i więcej opadów będzie na terenach suchych, pustyniach, gdzie woda też będzie wsiąkać w grunt do dużych głębokości. Tereny obecnie trudno dostępne dla życia zazielenią się roślinnością i część wody zostanie uwięziona w roślinach, zwierzętach, grzybach, bakteriach i ludziach. Ze wzrostem temperatury zwiększy się ilość wody zawarta w atmosferze. Poniżej zaprezentowany został wykres zależności masy wody w jednostce objętości powietrza w zależności od temperatury.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Jak widać z rysunku powyżej maksymalna zawartość wody w powietrzu nie rośnie liniowo, lecz wzrasta wykładniczo (lub potęgowo, w każdym razie przyspiesza) wraz ze wzrostem temperatury. Czyli wraz ze wzrostem temperatury niewspółmiernie więcej wody będzie zmagazynowane w atmosferze. Para wodna jest najefektywniejszym gazem cieplarnianym na Ziemi, więc ze wzrostem zawartości wody w atmosferze temperatura powietrza będzie rosła przez co jeszcze więcej wody będzie parowało z powierzchni i gromadziło się w atmosferze. Będą tworzyły się gigantyczne chmury, które mogą zasłonić całe niebo na stałe. Oczywiście takie nakręcanie się  efektu cieplarnianego nie będzie trwało wiecznie. Wiemy z prawa Stefana – Boltzmanna,  że całkowitą moc wypromieniowywaną przez ciało doskonale czarne w danej temperaturze jest zależna od czwartej potęgi temperatury. Czyli jeśli temperatura ciała wzrośnie dwukrotnie, to całkowita moc wypromieniowywanej energii wzrośnie szesnastokrotnie. Czyli wzrost temperatury na Ziemi dość szybko się zatrzyma i temperatura się ustabilizuje, bo Słońce nie zacznie nam nagle wysyłać więcej i więcej energii.  Oczywiście ktoś może zauważyć, że na Wenus, w wyniku działania efektu cieplarnianego temperatura ustabilizowała się na poziomie 737 K czyli 464 st. Celsjusza. Ale Ziemi raczej to nie grozi. Znajdując się około półtora raza dalej od Słońca niż Wenus i otrzymuje ponad dwa razy mniej energii ze Słońca. Oczywiście to nie spowoduje, że temperatura będzie dużo niższa, bo biorąc pod uwagę prawo Stefana – Boltzmana temperatura ustabilizowałaby się na poziomie gdzieś ponad 300 st. Celsjusza. Wenus dużo szybciej wypromieniowuje energię ze względu na wyższą temperaturę. Przyczyną, że na Ziemi byłoby dużo zimniej jest inny gaz cieplarniany. Na Ziemi to para wodna, na Wenus – dwutlenek siarki, który jest ponoć gazem generującym najsilniejszy efekt cieplarniany na planetach Układu Słonecznego. Muszę Wikipedii w tym punkcie wierzyć na słowo, bo nawet na stronie ONZ, gdzie są opisane gazy cieplarniane nie ma pary wodnej, ani dwutlenku siarki. Wikipedia opisując potencjał tworzenia efektu cieplarnianego (GWP – global warming potential) również nie podaje danych dla pary wodnej i dwutlenku siarki. Jakaś zmowa. Powracając do efektu cieplarnianego na Ziemi, to wraz ze wzrostem zawartości wody w atmosferze i tworzeniem się coraz większej ilości chmur ciepło wypromieniowane przez powierzchnię Ziemi pochłaniane byłoby przez chmury i spowrotem wracałoby na powierzchnię przez co temperatura atmosfery wyrównywałaby się na całym globie i praktycznie zanikłyby  różnice temperatur pomiędzy różnymi szerokościami geograficznymi i dniem i nocą. Jeśli temperatura ustabilizowałaby się w okolicy 30 stopni Celsjusza, to wody w powietrzu byłoby około 2,5 raza więcej niż przy obecnej średniej temperaturze 14 stopni. Trzydzieści stopni wydaje się wiarygodną temperaturą, bo prawdopodobnie podobna sytuacja miała już miejsce w historii. Jest to upamiętnione w mitach południowoamerykańskich opisanych przez Cornellię Petratu i Bernarda Roidingera w książce „Kamienie z Ica„, a także w mitach afrykańskich o czym mówił //www.youtube.com/watch?v=VJdSVCEeknc

target=”_blank”>Credo Mutwa w rozmowie z Davidem Icke.  Ludzie to przeżyli, to znaczy, że temperatury były wtedy znośne.  Oczywiście pewną niedogodnością byłby permanentny brak słońca w dzień i gwiazad i księżyca w nocy. Niebo cały czas byłoby zachmurzone.
Ciężko jest oszacować ile wody z lodów Antarktyki, Grenlandii i oceanów wsiąknęłoby w pustynie i obszary byłej zmarzliny, zostałoby wchłonięte przez atmosferę i chmury, czy znalazłoby się w żywych organizmach. Z pewnością rośliny rosłyby o wiele wyższe niż obecnie, gdyż nie byłyby ograniczone zjawiskiem kapilarnym przy przewodzeniu wody do góry, bo liście częściowo mogłyby czerpać wodę z powietrza. Zwiększone opady byłyby magazynowane na liściach  w wyższych partiach roślin. Zwiększona zawartość dwutlenku węgla w atmosferze tylko by sprzyjała wzrostowi roślin, co zauważa portal „​naukaoklimacie.pl„:

„Bujniejsze (dzięki CO2) rośliny potrzebują więcej wody.”

Czyli nieoczekiwanie mogłoby się okazać, że w takich warunkach poziom oceanów wręcz obniżyłby się i ludzkośc otrzymalaby dodatkowe tereny do zagospodarowania.
Dzięki bujniejszemu wzrostowi roślin ludzkość nie tylko mogłaby zlikwidować problem głodu bez uciekania się do chemii i gmo, ale również produkować czystą energię elektryczną z roślin zaprzęgając rośliny do jej produkcji.
Zagrożeniem dla takiego stanu rzeczy mogłaby się stać zwiększona aktywność wulkaniczna. Wulkany wprowadzając pyły do atmosfery tworzyłyby ośrodki kondensacji pary wodnej, co zaburzyłoby równowagę zawartości wody w powietrzu i nasiliłoby deszcze. Padające deszcze usunęłyby częściowo powłokę chmur i odsłoniłoby się bezchmurne niebo. Przez takie dziury w chmurach uciekałoby ciepło w kosmos, co oziębiłoby atmosferę i zmniejszyłoby (zgodnie z powyższym wykresem) zdolność atmosfery do pochłaniania wody, co z kolei dalej nasiliłoby deszcze usuwające chmury z dalszych obszarów nieba. Taka sytuacja trwałaby aż do osiągnięcia kolejnego stanu równowagi już przy dużo niższej średniej temperaturze. Taki przebieg zdarzeń mógłby zaskutkować kataklizmem zwanym potopem.

Viewing all 59 articles
Browse latest View live